Racibórz ma to, co lubię: najlepsze w Polsce kobiety, w dodatku piłkarki
Paolo Cozza, Włoch, który zdobył w Polsce sławę programem TVP „Europa da się lubić” był gwiazdą imprezy plenerowej Pożegnanie Lata, zorganizowanej przez RCK. Opowiedział nam o mafii, wymiarze sprawiedliwości i Euro 2012.
– Lubisz kobiety?
– Pewnie, że lubię kobiety, bardzo je lubię.
– A sport i piłkę nożną?
– Też bardzo lubię, ale nie bardziej niż kobiety.
– Wiesz kto jest piłkarskim mistrzem Polski w piłce kobiet?
– Nie, nie wiem.
– Drużyna z Raciborza jest mistrzem Polski.
– Aha, czyli wasze dziewczyny. Można powiedzieć, że macie tutaj wszystko.
– Mentalnie bardziej czujesz się Włochem czy Polakiem?
– Mentalnie jestem Włochem, ale już bardzo dobrze czuję się w Polsce. Dopasowałem się. Od razu czułem się tutaj bardzo dobrze, ale wciąż myślę jak Włoch, po włosku.
– Kim jesteś z zawodu?
– Sam nie wiem. Z zawodu jestem prawnikiem, ale nie zajmuję się prawem. Handluję.
– Co sądzisz o polskim wymiarze sprawiedliwości?
– W Polsce, jak wszędzie, jest tak, że ten, kto najgłośniej krzyczy, ma rację. Taka jest sprawiedliwość. Jeżeli ktoś zostanie osądzony sprawiedliwie, jest szczęściarzem.
– Miałeś styczność z polskim sądownictwem?
– Jeszcze nie.
– Jak wygląda walka z przestępczością zorganizowaną we Włoszech?
– Mafia zawsze ma dużo pieniędzy, a kto ma pieniądze, ten ma duże znaczenie. Szczególnie jeśli w grę wchodzi sprawiedliwość. Jeśli ktoś ma dużo pieniędzy, stać go na najlepszych prawników, takich, którzy dobrze się znają z sędziami. Mafia we Włoszech jest bardzo solidna, tworzy siatkę, dzięki czemu jest wszędzie.
– Znany jesteś jako fan piłki nożnej i kibic. Dlaczego w Raciborzu akurat gotujesz?
– Jak każdy Włoch, lubię gotować. To jest element naszej kultury, tradycja. Poza tym, nie zaproszono mnie tutaj, abym grał w piłkę. Jeśli dostanę taką propozycję, to przyjadę pograć w piłkę. Kiedyś w tych okolicach miałem bardzo fajną przygodę, grałem z Jurkiem i Darkiem Dudkami, którzy się urodzili w Rybniku. Było to z okazji uroczystości w klubie piłkarskim, gdzie się wychowali.
– Dlaczego na dzisiaj wybrałeś takie menu?
– Dlaczego takie menu? Bo to są potrawy bardzo łatwe do powtórzenia i o których wiem, że Polakom smakują. Robi się je szybko i tanio. Poza tym, musiały to być dania, które da się wykonać na scenie. Sporo potraw jest bardzo pracochłonnych i wymaga innego sprzętu niż ten, którym dysponujemy podczas imprez plenerowych. Przy wyborze menu poszedłem na kompromis.
– Brakuje ci „Europa da się lubić”?
– Czy brakuje mi tego programu? Programu mi brakuje, ale tworzącej go ekipy nie, bo zaprzyjaźniliśmy się i do tej pory często się spotykamy. Nagrywanie „Europa da się lubić” to była zawsze fajna impreza. Jak na telewizję to była tam bardzo dziwna atmosfera, bo nie czuło się żadnej rywalizacji. To było tak jak spotkanie z kolegami.
– Jakie są twoje wrażenia po Euro 2012 w Polsce?
– Polska jako drużyna mogła wypaść lepiej, ale to nie o to chodziło. Polska jako organizator wypadła bardzo dobrze, słyszałem wiele pochwał, że ludzie są bardzo mili i że wszystko było super zorganizowane. Także wolontariusze wiele robili, aby rozreklamować kraj. Trochę budowano drogi i dobrze by było, gdyby dokończono w ciągu kilku lat, ale to też nie o to chodziło z tym Euro 2012 w Polsce. Ważna była atmosfera. W końcu się mówiło o tym kraju, i to pozytywnie. Drużyna nie spisała się dobrze, ale cóż, zdarza się.
– Czy któryś z twoich znajomych z Włoch dobrze wspomina Polskę po Euro 2012? Jakie są ich wrażenia po wizycie w Polsce?
– Ich wrażenia są bardzo pozytywne, bo Polska nie była do tej pory znana. Euro było okazją, żeby ją poznać. Dziennikarze z Włoch byli w Polsce półtora miesiąca, mieliśmy stałą ekipę na rynku w Krakowie, siedzieli tam od rana do nocy. Do tej pory powtarzają, że Polacy są bardzo gościnni i chętni do pomocy. Nie spodziewali się takiej atmosfery. Stadiony też zostały docenione. Dużo mówiło się też o Oświęcimiu, o historii. Kilku moich kolegów przyjechało jeszcze raz do Polski po Euro i myślę, że wiele osób będzie tak robić.
Rozmawiali w Restauracji Shiro Agata Paszek i Maciej Bednarz