Nowe oblicze starego szpitala
W „Juliuszu” praca wre. Niektóre pomieszczenia mają już częściowo odrestaurowane ściany, na piętrze pojawiła się kanapa i fotele, sale dydaktyczne wyposażono już w ławki i krzesła. – Wiele jeszcze przed nami, ale ciągle tutaj działamy – mówi Ryszard Wróbel, prezes stowarzyszenia „My Dzieciom”, który oprowadzał nas po remontowanym budynku.
Wielkie plany, wielkie wydatki
Mimo ciągłej pracy, roboty w „Juliuszu” nie brakuje – większość pomieszczeń wciąż jest w opłakanym stanie i minie jeszcze trochę czasu, zanim cały obiekt zabłyśnie nowym blaskiem. – Pracujemy na tyle, na ile się da. W salach, które już doprowadziliśmy do względnego porządku zaczynami prowadzić zajęcia, ustawiliśmy już sprzęty w sali, która będzie docelowo siłownią dla naszych podopiecznych – mówi Ryszard Wróbel. Doprowadzenie „Juliusza” do właściwych warunków, by cały mógł służyć za siedzibę stowarzyszenia „My Dzieciom” nie tylko potrwa jeszcze trochę czasu, pochłonie także jeszcze sporo pieniędzy. Problemem jest tutaj brak wyraźnych ruchów ze strony potencjalnych sponsorów i partnerów. – Jedyna na razie opcja to nasz sponsor z Niemiec. Tam pojawiła się możliwość ufundowaniu nam materiałów budowlanych, a więc farb, tynków i tym podobnych rzeczy. To ogromna pomoc, jednak przyznać muszę, że wciąż liczymy na lokalnych przedsiębiorców i firmy z regionu – stwierdza Wróbel. Wielu ma wątpliwości, czy tacy ludzie dobrego serca, którzy chcieliby włączyć się w budowanie ważnego rybnickiego ośrodka pomocy dzieciom, w ogóle się znajdą. Jednak nie Ryszard Wróbel. – Ja ufam i wierzę, że są wśród nas ludzie dobrej woli. Także wśród przedsiębiorców, właścicieli dużych i małych firm, którzy zechcą nam w tym przedsięwzięciu pomóc. Trzeba wierzyć w taką ludzką dobroć po prostu – mówi z uśmiechem prezes „My Dzieciom”.
Centrum Pomocy Rodzinie w drodze?
Ryszard Wróbel nie chce zdradzać zbyt wielu szczegółów, dzieli się jednak z nami swym największych planem. – Chciałbym, by tutaj – w Juliuszu – powstało coś na wzór Centrum Pomocy Rodzinie. Nie mówię w tym przypadku o naszym tylko małym budynku, ale całym kompleksie. Rozmawiamy już z rybnickimi stowarzyszeniami, z CRIS, także z uniwersytetem trzeciego wieku, z Rybnickim Centrum Kultury. Wizja jest taka, by stworzyć tutaj kompleks, który zrzeszał będzie w jednym miejscu wszystkie ważniejsze rybnickie stowarzyszenia i organizacje, które zajmują się szeroko pojętą pomocą – zdradza Wróbel. Sprawa jest wielkiej wagi, jednak do jej realizacji wciąż bardzo daleko. – Najpierw musimy doprowadzić do porządku nasz budynek, zadomowić się tutaj, a potem możemy myśleć o rozwijaniu naszej działalności, może przejęciu któregoś z budynków. Wiemy, że jest zainteresowanie takim rozwiązaniem i widzimy w tym duży potencjał – mówi Ryszard Wróbel.
Rozdali setki ton
Ryszard Wróbel zaangażowany jest też w działanie Banku Drugiej Ręki – oddolnego projektu, działającego na rzecz najbardziej potrzebujących. – Pomysł był prosty. My, dzięki naszym kontaktom, ściągamy używane rzeczy, ciuchy, meble i sprzęty. I oddajemy je najbardziej potrzebującym. W grę wchodzi tutaj współpraca z świetlicami, stowarzyszeniami, ale także ośrodkami pomocy społecznej – mówi Wróbel.
Bank działa już prawie rok i wyniki pracy dwóch stowarzyszeń tworzących BDR – „17–tka” i „My Dzieciom” – są wręcz piorunujące. Bank w tym roku rozdał już ponad 400 ton używanych rzeczy. – Gdybyśmy doliczyli kilka transportów z roku 2011, z zimy, to podeszlibyśmy pod 500 ton – dodaje Ryszard Wróbel. Najbardziej zaskakujące jest to, że bank działa bez pomocy instytucji miejskich, OPS czy urzędu. – Jedynym naszym partnerem jest firma Pam Trans, która zorganizowała nam kilka transportów. To duża pomoc, bo rozwożenie tych rzeczy pochłania ogromne pieniądze – mówi Wróbel. Stowarzyszenie „My Dzieciom”, jak i wszyscy zaangażowani w tworzenie banku są żywym dowodem tego, że można stworzyć coś dobrego bez względu na koszty i możliwości finansowe. – Powiem szczerze, że gdybyśmy wiedzieli, jak bardzo rozwinie się działalność banku, nie wiem, czy zdecydowalibyśmy się na to rozwiązanie. Te liczby nawet nas przytłaczają – mówi z uśmiechem prezes „My Dzieciom”.
(mark)