Przegrali w sądzie, ale dalej chcą zlikwidować straż miejską
Kongres Nowej Prawicy poległ w sądzie. Poległa też – przynajmniej na razie – wizja referendum w sprawie likwidacji straży miejskiej. Aktywiści KNP nie składają jednak broni. – W opinii Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach wszystkie nieprawidłowości nie wpłynęły na efekt końcowy zbierania głosów. Jednak w naszej opinii nie można uznać, że łamanie prawa pozostaje bez konsekwencji na ostateczne rozstrzygnięcie – mówi Szymon Kempny, koordynator ds. referendum KNP. Dodaje również, że oczekują na pisemne uzasadnienie tego orzeczenia. – Gdy je otrzymamy, zastanowimy się, czy korzystać z prawa do kasacji, czy powtórzyć akcję referendalną – twierdzi Kempny.
Do sprawy ustosunkowało się również Miasto. – Na dzień dzisiejszy dysponujemy jedynie ustnym uzasadnieniem sędziego. Jedno co wiemy na pewno, to fakt, iż z racji tego, że wyrok jest dla nas korzystny, nie możemy bronić swojego stanowiska w postępowaniu kasacyjnym, bowiem kasację w trybie administracyjnym można wnieść jedynie od samego wyroku sądu – tłumaczy Lucyna Tyl, rzecznik UM Rybnik.
Kongres Nowej Prawicy poległ w sądzie. Poległa też – przynajmniej na razie – wizja referendum w sprawie likwidacji straży miejskiej. Aktywiści KNP nie składają jednak broni, a niedawny sukces w Pszczynie tylko dodał im pewności siebie.
Urząd nie bez błędów
Likwidacja Straży Miejskiej w Rybniku nie wypaliła już na starcie. Kongres Nowej Prawicy nie zebrał wystarczającej ilości głosów, rybnicka rada miejska odrzuciła więc wniosek inicjatorów akcji. Szymon Kempny, koordynator ds. referendum KNP, nie składa jednak broni. Czy Rybnik czeka kolejne zbieranie podpisów? – Rozważamy taką ewentualność – mówi enigmatycznie Szymon Kempny. Na razie inicjatorzy likwidacji SM czekają na pisemne uzasadnienie z Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, gdzie po odrzuceniu ich wniosku przez radę miasta Rybnika złożyli skargę. Sąd skargę oddalił, choć w jednym punkcie przyznał KNP rację. – Faktycznie, wybór przewodniczącego komisji weryfikującej głosy odbył się niezgodnie z prawem – mówi Kempny. Mimo tego, WSA wskazał, że błędy administracyjne w żadnym stopniu nie miały wpływu na efekt końcowy zbierania głosów, których po prostu zabrakło. – W opinii Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach wszystkie nieprawidłowości nie wpłynęły na efekt, jednak w naszej opinii nie można uznać, że łamanie prawa pozostaje bez konsekwencji na ostateczne rozstrzygnięcie – mówi Szymon Kempny. Stąd też oczekiwanie na pisemne uzasadnienie wyroku sądu, na podstawie którego KNP zamierza działać dalej. – Złożyliśmy wniosek o pisemne uzasadnienie tego orzeczenia. Gdy je otrzymamy, zastanowimy sie, czy korzystać z prawa do kasacji, czy powtórzyć akcję referendalną, czy może jedno i drugie – zapowiada Kempny. Kasacja w tym wypadku oznacza ponowne rozpatrzenie sprawy, tym razem przez sąd wyższej instancji. – Nie można powiedzieć, że ta sprawa jest już skończona. Ścieżka kasacji wcale nie jest skazana na porażkę, gdyż być może okaże się, że błędy administracyjne urzędu spowodują ponowne pochylenie się nad wnioskiem i podpisami – mówi Szymon Kempny.
Nauczka dla Kongresu
Koordynator ds. referendum przyznaje także, że w sprawie zbierania podpisów wiele rzeczy można było zrobić lepiej. – Nikt jednak nie rodzi się generałem czy geniuszem – komentuje. Problemy pojawiły się już na starcie, gdy okazało się, że głosów poparcia inicjatywy brakuje. Błędy w kartach z podpisami polegały nie tylko na przypadkowych literówkach, nikt ze zbierających nie pokusił się jednak o dokładne sprawdzanie danych wpisywanych w rubryki. – Trudno sprawdzić wszystkie kilkanaście tysięcy podpisów – wspomina Szymon Kempny.
Drugi poważny zarzut to niewywiązanie się z ustawowego obowiązku, mówiącego o konieczności ogłoszenia w mediach lokalnych oraz za pomocą urzędu miasta treści wniosku o referendum. – Tutaj interpretacje są różne. Przecież ten temat w mediach się cały czas przewijał, więc obywatele byli poinformowani – ripostuje Kempny. Nie zgadza się też z zarzutem niektórych rybnickich radnych, że koszty takiej kampanii informacyjnej powinien ponosić inicjator wniosku o referendum – m.in. przygotowywać materiały publikowane w mediach i stronach urzędowych, czego w tym wypadku nie zrobił. – Koszty w gospodarce mogą przecież wynieść zero – komentuje Kempny.
Sprawa w zawieszeniu
Na razie więc los referendum wciąż jest niepewny, nieprędko jednak na ulicach Rybnika znów pojawią się przedstawiciele KNP z kartami do podpisów. Najpierw Kongres sam musi zdecydować, co chce dalej robić. W Pszczynie się udało – na ok. 4000 tysiące wymaganych podpisów zebrano nieco ponad wymagane minimum i tam referendum ws. odwołania straży miejskiej się odbędzie. Rybniccy aktywiści na swoją drugą szansę będą musieli jeszcze poczekać. – Nic się po akcji nie zmieniło. Prócz tego, że czasami ktoś mnie rozpoznaje, mówiąc, że to ten, co chciał w Rybniku straż miejską likwidować – mówi z uśmiechem Kempny. – Nie składamy broni, nie boimy się. Ja ze strażnikami nie miałem nigdy wiele do czynienia i po naszej akcji to też nie uległo zmianie, nie boję się strażników – kończy koordynator.
(mark)