Szpital w Rybniku dwukrotnie odmówił przyjęcia chorego dziecka
Kiedy państwo Ewa i Rafał jechali ze swoim synem Filipem do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku nie przypuszczali, że zostaną odprawieni z kwitkiem, a pomocy będą musieli szukać gdzie indziej. – Pani doktor nie przyjęła naszego dziecka do szpitala, bo uznała, że jest zdrowe. Stwierdziła, że do trzech dni dolegliwości powinny minąć i generalnie nie ma się czym martwić – wspomina pan Rafał.
Kilka dni później, kiedy sytuacja się nie poprawiała, pojechali do swojego lekarza w Kłokocinie, który po badaniu stwierdził powiększoną wątrobę, problem z nerkami, gorączkę, zaczerwienione gardło, przekrwione migdałki i wypisał kolejne skierowanie do szpitala. Niestety, i tym razem Filip do rybnickiego szpitala przyjęty nie został. Rodzice postanowili szukać pomocy gdzie indziej. Znaleźli ją w szpitalu w Rydułtowach. – Tam uznano, że Filip jest skrajnie wycieńczony i trzeba go jak najszybciej nawodnić. Jeszcze nie był przyjęty na oddział, a już leżał pod kroplówką. Okazało się, że wysoka temperatura była wynikiem zapalenia nerki – mówi Anna, ciocia Filipa. – Pielęgniarka na dyżurce w Rydułtowach powiedziała, że to nie pierwsza tego typu sytuacja, że przyjmują pacjentów odesłanych z Rybnika. To nie do przyjęcia. Po co jest ten szpital? – pyta zdenerwowany pan Rafał.
W sobotę, 3 listopada, dziecko dostało biegunki. Następnego dnia rano matka pojechała z nim do przychodni na Paruszowcu, gdzie lekarz przepisał małemu lekarstwa i zaznaczył, że jeśli nic nie zmieni się do trzech godzin, należy udać się do szpitala. – Oczywiście Filip dostał od razu skierowanie, żeby ewentualnie później nie tracić czasu. Faktycznie, musieliśmy pojechać do szpitala. Tam pani doktor nie przyjęła dziecka, bo uznała, że jest zdrowe. Stwierdziła, że do trzech dni powinno mu to przejść i to jest normalne – wspomina pan Rafał, tata Filipka. W czwartek, 8 listopada, kiedy sytuacja się nie poprawiała, pojechali do swojego lekarza w Kłokocinie. Po badaniu lekarz stwierdził powiększoną wątrobę, problem z nerkami, gorączkę, zaczerwienione gardło, przekrwione migdałki. – Pani doktor już nie przepisywała nic, bo stwierdziła, że dziecko już musi być hospitalizowane. Dała skierowanie i kartkę ze swoimi uwagami odnośnie stanu zdrowia dziecka. Kiedy pojechaliśmy do szpitala, kolejna pani doktor uznała, że dziecko jest zdrowe. Bratowa zawnioskowała, żeby chociaż zrobili mu badania krwi. Po wykonaniu badania lekarka stwierdziła, że jest wszystko w porządku. Zaskoczyło ją jedynie, że wystąpiła anemia. Pani doktor w Kłokocinie od razu nam powiedziała, że jeśli nie zostanie przyjęty w szpitalu w Rybniku, od razu mamy do niej wrócić, to ona zrobi tak, że dziecko będzie hospitalizowane. Jako, że jednak nie zdążyliśmy, bo urzędowała tylko do 18.00, a my po tej godzinie wyszłyśmy ze szpitala, zaczęłyśmy myśleć co zrobić. Zadzwoniłyśmy na dyżur do szpitala w Rydułtowach, gdzie pani na dyżurce stwierdziła, że od razu mamy przyjechać. Kiedy tylko przyjechałyśmy z nim do Rydułtów, lekarka uznała, że Filip jest skrajnie wycieńczony i trzeba go jak najszybciej nawodnić. Jeszcze nie był przyjęty na oddział, a już leżał pod kroplówką. Okazało się, że wysoka temperatura była wynikiem zapalenia nerki – mówi Anna, ciocia Filipa.
Nie było zakazu przyjęć
Roczny Filip został wypisany ze szpitala w niedzielę 11 listopada, jednak wrócił do niego w poniedziałek. Zmęczony chorobą organizm złapał kolejnego wirusa. – Lekarze uznali, że jest obrzęk i powinien być dalej hospitalizowany. Powinien mieć wykonane badania nerek, na które jest jeszcze za mały. Teraz powoli jego stan zdrowia się polepsza. Bulwersuje nas jednak fakt, że dwukrotnie w Rybniku odmówiono nam pomocy. Pielęgniarka na dyżurce w Rydułtowach powiedziała, że to nie pierwsza tego typu sytuacja. To nie do przyjęcia. Po co jest ten szpital? – pyta zdenerwowany pan Rafał. O dziwną sytuację zapytaliśmy dyrektora rybnickiego szpitala. – Nie znam tego przypadku, bo niemożliwe jest kontrolowanie każdego pacjenta i każdego lekarza. Uogólniając jednak mogę powiedzieć, że u małego dziecka stan zdrowia może się zmienić nawet w ciągu kilku godzin, nie mówiąc o dniach. To bardzo skomplikowane i każdy przypadek powinien być rozpatrywany inaczej. W każdym razie lekarz jest od tego, aby podjąć decyzję czy hospitalizować, czy nie. Może się pomylić i tego nie wykluczam – mówi Jerzy Kasprzak, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3. – Ja nie wydałem i nigdy nie wydam polecenia, że zakażę przyjmowania pacjentów do szpitala, choć mamy przekroczone kontrakty. My jesteśmy po to, aby udzielać pomocy całodobowo. Jeśli jest potrzeba, to ja nie patrzę na pieniądze czy kontrakt, tylko w razie zagrożenia zdrowia czy życia, pacjent musi być przyjęty do szpitala – twierdzi Kasprzak.
Lekarze nie robią badań
Jak twierdzi dyrektor szpitala, w wielu, choć nie wszystkich podobnych przypadkach błąd leży po stronie lekarzy pierwszego kontaktu, którzy nie wykonując podstawowych badań, jak morfologia krwi czy badanie moczu, od razu wypisują dla pacjenta skierowanie do szpitala, podczas gdy pacjent hospitalizacji nie wymaga. – Były przypadki, kiedy lekarz bez wykonania EKG wydawał pacjentowi skierowanie do szpitala ze względu na zawał serca! Obowiązkiem każdego lekarza rodzinnego jest najpierw zdiagnozować pacjenta. Potem pacjent trafia do nas i my musimy wykonać badania, które kosztują, a lekarzowi rodzinnemu pieniądze zostają w kieszeni. Między innymi przez takie postępowanie szpitale mają problemy finansowe. Większość pacjentów przychodzi do szpitala tylko z pustymi skierowaniami, co jest niezgodne z przepisami NFZ. O tym się nie pisze i nie mówi, ale mówię prawdę – podkreśla Kasprzak.
Obecnie Filip został już wypuszczony do domu z rydułtowskiego szpitala i cieszy się zdrowiem. O zaistniałą sytuację zapytamy jednak jeszcze ordynatora oddziału pediatrii szpitala w Rybniku oraz rzecznika praw pacjenta.
Szymon Kamczyk