Halo redakcja
halo@nowiny.pl 32 415 47 27, 600 082 304.
Problem taksówek z drugiej strony
Fakt, że taksówki stoją na rynku wieczorami w piątek i sobotę niektórych bulwersuje, ale prawda jest taka, że dla nas – taksówkarzy, którzy nie pracują w sieciówkach – to jedyny czas, kiedy można zarobić, odbić sobie cały tydzień. Stojąc tam, nikogo nie blokujemy, nikomu nie zastawimy drogi, nawet nie hałasujemy. Nagle się okazuje, że jesteśmy piętnowani, ale patrząc obiektywnie, robimy więcej dobrego – bo ludzi, którzy wychodzą z klubów na rauszu od razu niemal wywozimy z centrum do domów. Taka osoba, dzięki temu, że ma od razu pod pubem czy klubem taksówkę, nie chodzi po mieście i się nie rozbija. A my dzięki temu możemy zarobić, bo dzisiaj ten zawód to już nie to samo.
Kiedy dwa lata temu prezydent zniósł limit taksówek, liczba taryf wzrosła o sześćdziesiąt. I dzisiaj jest tak, że stoi się cały dzień i czeka na ten jeden kurs. Jeśli ktoś uważa, że to łatwy kawałek chleba, zapraszam na 12 godzin do taksówki, kiedy w ciągu takiej dniówki robi się dwa kursy, po kilkanaście, kilkadziesiąt złotych. Wcześniej było tak, że liczba taksówek była ustalona, teraz na tym rynku rządzą duże firmy, taxi na telefon, które stosują wręcz dumpingowe ceny. Kurs, który ja robię za 25 złotych, sieć robi z 15 złotych, więc przegrywamy w przedbiegach. Kiedyś niestety wyglądało to trochę inaczej, było łatwiej o klienta. Dzisiaj, nieważne gdzie się stoi, jest bardzo trudno. Wieczorami, na stacji kolejowej na przykład, nie przyjdzie nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą. Więc kiedy słyszę lub czytam, że szykuje się nagonka na tych złych taksówkarzy, którzy wystają na rynku i polują na klientów, robią sobie tam parking, to nie mogę uwierzyć, że nikt nie widzi drugiej strony tego medalu. A inną jeszcze zupełnie kwestią jest to, że w naprawdę wielu dużych miastach rynek jest dla taksówek otwarty.
Pan Robert z taksówki