W świetlicy w końcu jest ciepło... gdy zima już szaleje
Dzieciaki z świetlicy środowiskowej w Leszczynach sporo naczekały się na to, by kaloryfery zaczęły grzać. – To skandal, przecież oni siedzą w jednym pomieszczeniu, które jest ogrzewane gazowymi grzejnikami – emocjonuje się jedna z matek, która zasygnalizowała problem w redakcji. Gmina żadnych sygnałów nie otrzymała, a według dyrektor placówki świetlica cały czas działała normalnie.
Problemy zaczęły się w okolicach przełomu października–listopada. W świetlicy do podłączenia do sieci ciepłowniczej wszystko było już gotowe, problem stanowił przekop, który wykonać trzeba było przez zabytkowy lasek. – Problemem w przypadku tego typu budowli i terenów jest to, że wszystkiego pilnuje kurator zabytków. Chce, by wszystko zrobione było jak należy, bardzo restrykcyjnie podchodzi do sprawy, nie ma jednak żadnych środków, by wspomóc takie projekty – przyznaje Marian Uherek, dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Czerwionce-Leszczynach. Robotnicy w tzw. zameczku – bo taką zwyczajową nazwę nosi budynek, gdzie znajduje się świetlica – pracę skończyli i wszyscy oczekiwali na podłączenie. Jestrzębskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej, z którym gmina współpracuje od lat miało jednak nieco inny harmonogram.
Dobry partner zawalił
– Mam na swoim biurku umowę, która mówi, że do końca października mamy ciepło w zameczku. No, niestety, w tym wypadku PEC się nie popisał, muszę jednak przyznać, że to naprawdę dobry partner i trzeba go traktować po partnersku – mówi Uherek. Inaczej sprawę stawia burmistrz Czerwionki-Leszczyn, Wiesław Janiszewski. – Partner czy nie partner, nie ma to znaczenia, gdy nie wywiązuje się z umowy. Chciałoby się w tym wypadku powiedzieć „Patrz, co podpisujesz”, bo umowa jest umową, a nas obowiązuje słowo pisane, a nie przeszłe kontakty czy projekty z jastrzębskim PEC – mówi burmistrz, który tym samym potwierdza, że wobec dostawcy energii cieplnej będą wyciągane z tego tytułu konsekwencje, w postaci kar umownych.
Partner zawalił, ale to użytkownicy zameczku na tym cierpieli. Biblioteka, która działa w obiekcie, wprowadziła system zmianowy, by bibliotekarki nie zmarzły na stanowisku, a dzieci – według doniesień jednego z rodziców, który anonimowo skontaktował się z redakcją – do świetlicy przychodziły de facto na chwilę. – Zjeść obiad, odrobić zadanie i do domu, dosłownie na chwilę. Kiedyś przecież było tak, że prowadzone były dla nich zajęcia, jakieś animacje, a teraz nie ma warunków – informuje matka.
Nie było sygnałów
To nie pierwsza wpadka gminy, jeśli chodzi o sytuację w leszczyńskim zameczku. Zeszłej zimy rozciekł się piec, którego nie wymieniano, mając w planach podłączenie do sieci ciepłowniczej. Wtedy jednak dzieci i opiekunów przeniesiono do pobliskiego budynku miejskiego ośrodka kultury. – Budynek będzie podłączony do sieci grzewczej, której właścicielem jest PEC. Nie ma sensu remont kotłowni, skoro pod samym budynkiem biegnie nitka, a dzięki temu pozbywamy się nie tylko kolejnego komina w gminie, ale zabezpieczamy świetlicę na przyszłość – mówił wówczas Grzegorz Wolnik, pełnomocnik prezydenta ds. planowania, rozwoju i gospodarki. Zabezpieczenie średnio się jednak udało, bo dopiero od 17 grudnia w kaloryferach zameczku znalazła się ciepła woda. Dlaczego tym razem dzieci nie przeniesiono do budynku MOK? – Przecież przeniesienie świetlicy to żaden problem – mówi burmistrz Janiszewski. – Praktycznie obok są pomieszczenia MOK, jednak gmina ze strony dyrektora ani mieszkańców nie dostała żadnych sygnałów, że działanie placówki jest zaburzone, że są tam poważne utrudnienia – dodaje.
Jak poinformowała rzeczniczka urzędu gminy i miasta, dyrektor ośrodka pomocy społecznej zapewniła, że świetlica działa normalnie, w pomieszczeniach jest ciepło, a dzieci uczęszczają do świetlicy tak jak zwykle. Rozmija się to w znacznym stopniu z tym, co przekazał nam zaniepokojony rodzic, jednak dziś nie ma to już znaczenia. W świetlicy jest ciepło, trzymajmy więc kciuki, by tak zostało.
(mark)