Makabryczny mord pod Wodzisławiem
Wieczorem, 16 grudnia, w domu przy ulicy Wspólnej w Skrzyszowie znaleziono zmasakrowane zwłoki dwóch mężczyzn. To 54-letni Krystian W., oraz jego teść, 76-letni Rajmund G. Żony obu mężczyzn w szpitalu walczą o życie. Dramat wstrząsnął mieszkańcami spokojnej miejscowości. – Już nie będziemy w nocy spokojnie spać – mówią.
Z relacji sąsiadów wynika, że w domu mieszkały dwie rodziny. W jednym mieszkaniu żyło starsze małżeństwo G., w drugim małżeństwo W. – córka małżeństwa G. z mężem Krystianem i ich córką.
Makabrycznego odkrycia miała dokonać wracająca wieczorem do domu 24-letnia córka W. To ona około godziny 23.00 zaalarmowała służby. Zwłoki młodszego z mężczyzn zostały znalezione w garażu z tyłu domu. Tam też znaleziona została jego ciężko ranna żona. Starszy z mężczyzn i jego żona zostali znalezieni w swoim mieszkaniu. Obie kobiety z ranami głowy zostały odwiezione do szpitala, gdzie walczą o życie. Ofiary najprawdopodobniej zginęły od uderzenia narzędziem w głowę.
Sąsiedzi są w szoku. – To byli tacy spokojni ludzie. Dobrze znałem Krystiana. Często rozmawialiśmy, jak to sąsiedzi. Nikomu nie wadzili. Nie słyszałem, żeby z kimkolwiek weszli w zatarg. Nie byli jakimiś specjalnie majętnymi ludźmi, ot zwyczajni, jak każdy wokół – opowiada nam jeden z sąsiadów. W niemal identycznym tonie wypowiadają się również inni, którzy znali ofiary. Obaj mężczyźni byli emerytami. Młodszy jeszcze kilka lat temu pracował na kopalni. Starszy z mężczyzn był znany w lokalnej społeczności jako zapalony kibic Gwiazdy Skrzyszów.
Już raz ich napadnięto
Nie wiadomo, jakie podłoże miała zbrodnia. Wodzisławska policja bada wiele hipotez, nie wyklucza żadnej. – Wkrótce będziemy mogli więcej powiedzieć o samym przebiegu tragedii – mówi podkomisarz Marta Czajkowska z wodzisławskiej policji. Wiadomo jednak z całą pewnością, że w tym samym domu doszło już w przeszłości do napadu. Z relacji sąsiadów wynika, że było to w roku 2008 (niektórzy twierdzili jednak, że mogło to być dwa lub trzy lata temu) i wtedy pobite zostało starsze małżeństwo. Policja potwierdza, że takie zdarzenie rzeczywiście miało miejsce. Sprawców nie wykryto, śledztwo zostało umorzone.
Żaden z mieszkańców, z którymi udało nam się porozmawiać nie widział i nie słyszał w niedzielny wieczór nic niepokojącego. O tym, że wydarzyło się coś złego ludzie zorientowali się, kiedy na Wspólną zaczęły przyjeżdżać karetki pogotowia i policja. – Najpierw jak przyjechała pierwsza karetka, to myślałam, że komuś się coś stało, ale jak zobaczyłam kolejne, to już wiedziałam, że musiało zdarzyć się coś strasznego – mówi nam jedna z sąsiadek. – To taka spokojna okolica. Do tej pory nawet piwnicy nie zamykałem. Taki dramat. Nigdy bym nie przypuszczał, że coś podobnego będzie miało miejsce w naszej miejscowości – dodaje. – Już nie będziemy w nocy spokojnie spać – rzuca młoda kobieta, spacerująca ulicą z dwójką dzieci.
Artur Marcisz