Skąd się wzięła choinka i opłatek?
Do świątecznych zwyczajów przyzwyczailiśmy się tak, jakby istniały od zawsze. Czy dzisiaj ktoś mógłby wyobrazić sobie święta bez bożonarodzeniowego drzewka, albo podarunków? Okazuje się, że święta u naszych przodków wyglądały zupełnie inaczej.
Niegdyś w Polsce siadano do wieczerzy wigilijnej wraz z zapadnięciem zmroku. Dzieci w tym czasie szukały na niebie pierwszej gwiazdy, która symbolizować miała gwiazdę z Betlejem, prowadzącą wędrowców ze wschodu do stajenki. Było także dzielenie się opłatkiem, a wcześniej przaśnym chlebem, który znany jest z Biblii. Opłatki, jakie znamy w obecnym kształcie zaczęli wypiekać zakonnicy z klasztoru benedyktyńskiego we Francji. Powszechnie stały się popularne w XV wieku, kiedy miały jeszcze wiele innych zastosowań, niż tylko dzielenie się nimi podczas świątecznej kolacji. Kolacja ta zawsze jednak była wielką ucztą, tak wielką, że zapraszano do niej staropolskim zwyczajem ludzi samotnych. W ten sposób zrodziła się również tradycja pustego miejsca przy stole.
Śląskie Dzieciątko
Jedną z najmłodszych tradycji wigilijnych jest przystrajanie choinki. – To jest tradycja, która przywędrowała do nas z Niemiec, prawdopodobnie z początków XIX wieku. Z tego co wiem, wcześniej od choinki w domach była jemioła, którą wieszano specjalnie na święta. Powszechnie jest też znana sprawa prezentów, które na Śląsku przynosi Dzieciątko, co w innych rejonach Polski nie jest jednoznaczne, np. w Wielkopolsce jest to niejaki Gwiazdor. U nas Mikołaj przychodzi 6 grudnia, a w wigilię Dzieciątko – mówi Jan Krajczok, nauczyciel w LO IV w Rybniku i pasjonat historii. Podobnego zdania na temat prezentów jest regionalista Marek Szołtysek. – Kiedy rozmawiałem z ludźmi z Polski centralnej, mającymi dzisiaj po 80 lat, mówili, że żadnych prezentów nie pamiętają. Na Śląsku Dzieciątko było zawsze. Prezentami były najczęściej usztrykowane przez matki szaliki, skarpety. Ogólnie prezenty praktyczne – wyjaśnia.
Święta z pomarańczami
– Mnie zawsze święta kojarzą się z zapachem pomarańczy, ponieważ za czasów prosperity gierkowskiej pod koniec listopada pojawiał się komunikat, że okręty z Kuby dotarły do Gdańska. To był znak, że za parę tygodni będzie można dostać pomarańcze. Zawsze święta były rodzinne, czy była bieda, czy jej nie było. Nieodłącznym elementem był oczywiście kościół, do którego chodziło się w święta. Z lat osiemdziesiątych pozostały mi w pamięci takie zabiegi mające na celu pozyskanie żywności poza sklepami, które były puste. Ludzie hodowali barany, świnie, kury, gęsi, nawet w budynkach, które były projektowane na wille adaptowano chlewiki. Jak ktoś mieszkał w bloku, to wchodził we współpracę z kimś zamieszkałym w domu i zrzucano się np. na świnię. Wiem także, że na Śląsku wieloletnią tradycją świąteczną było przygotowanie zupy o nazwie siemieniotka, choć nigdy nie było mi dane jej doświadczyć. Było to oczywiście związane z postem, aby nie jeść mięsa – mówi Jan Krajczok. Tradycja 12 potraw na wigilijnym stole przyszła na Śląsk z Polski centralnej, a najbardziej śląskim daniem świątecznym są makówki, ale to już zupełnie inna historia...
Szymon Kamczyk