Teraz we wsi się nie nudzą
PRZEGĘDZA. Grupa młodych ludzi postanowiła zorganizować wolny czas dzieciom we wsi. A wszystko społecznie i za darmo. Dodatkowo poprzez organizację różnych wydarzeń chcą też zintegrować mieszkańców.
Przegędza to jedyne sołectwo w gminie Czerwionka-Leszczyny, które nie ma świetlicy, domu kultury ani żadnego innego miejsca, gdzie można byłoby spędzić wolny czas. – Kiedyś mieliśmy we wsi okazałą wierzbę. W jej cieniu odbywały się spotkania mieszkańców w różnym wieku. Wierzbę jednak nam ścięto, skończyły się spotkania, a ludzie siedzą teraz w domach – wspomina Henryk Dyrbuś, sołtys Przegędzy. Ze względu na brak zaplecza kulturalnego, sportowego i rekreacyjnego większość dzieciaków we wsi swój wolny czas zaczęła spędzać przed komputerem, bądź zwiedzając miejscowość z kolegami. Sołtys długo zastanawiał się co zrobić i jak zagospodarować wolny czas dzieciakom. Ostatecznie wspólnie z miejscowym proboszczem ks. Józefem Bryzikiem wyszli z inicjatywą, bo zorganizować spotkanie z tymi, którzy chcieliby coś dla wsi i jej mieszkańców zrobić. I to był strzał w dziesiątkę. Ludzie, którzy odpowiedzieli na apel przyszli z głowami pełnymi pomysłów. – Jeśli inni potrafią, to my też – stwierdzili i od słów szybko przeszli do czynów. Najbardziej zaangażowana piątka młodych społeczników: Małgorzata Fojcik-Wolna, małżonkowie Sylwia i Bartosz Becker, Izabella Zgruźniak-Lipp oraz Roman Skorupa wzięła sprawy w swoje ręce, rozpoczynając organizowanie czasu wolnego dzieciaków we wsi. Dzięki ich zaangażowaniu inicjatywa się rozwinęła i teraz chcą zintegrować całą wieś. Znalazło się też miejsce na spotkania, a nawet dwa. Sołtysówkę do dyspozycji oddał sołtys Dyrbuś, a proboszcz Bryzik udostępnił salki w podziemiach kościoła. Od grudnia ub. roku dzieci z Przegędzy nie muszą już zastanawiać się, co zrobić z wolnym czasem. Mają w czym wybierać.
Obrazy i sztuka
Tajniki malarstwa i szeroko pojętej sztuki co środę dzieciaki mają okazję poznać na zajęciach prowadzonych przez studentkę malarstwa Małgorzatę Fojcik-Wolny. Około 16-osobowa grupa przez dwie godziny uczy się, co to jest malarstwo sztalugowe. Dzieciaki są bardzo chętne do uczestniczenia w zajęciach. Zadowoleni są też rodzice, że ich pociechy nie siedzą przed komputerem, nie szwendają się po wsi ale na miejscu mają coś, w co chcą się angażować. – Na zajęciach uczymy się nie tylko malarstwa sztalugowego. Malujemy obrazy, martwe natury, robimy kwiatki z bibuły, konstrukcje przestrzenne, uczymy się łączenia różnych technik. Tutaj dzieci mają okazję po raz pierwszy spróbować malowania pastelami – opowiada Małgorzata Fojcik-Wolny. I jak się okazuje, chętnych na zajęcia wciąż przybywa. Pani Małgosia przynosi na zajęcia własne sztalugi, własne farby, własne materiały. Te zajęcia są doskonałą okazją do wyłowienia naprawdę utalentowanych dzieciaków, z których wiele przejawia najróżniejsze umiejętności i talenty. – Są tacy, którzy stwierdzili, że malowanie bardzo się im podoba i w przyszłości będą zarabiać właśnie malowaniem obrazów. Są też i tacy, którzy potrafią robić wspaniałe konstrukcje przestrzenne i mogą z nich być w przyszłości np. bardzo dobrzy architekci – mówi pani Małgosia. Grupa plastyczno-malarska pracuje pod okiem swojej opiekunki już dwa miesiące. Obecnie grupa przygotowuje się do zrobienia wystawy, żeby cała wieś mogła zobaczyć, jakie ma u siebie talenty.
Gry jakich dotąd nie znano
Sylwia i Bartosz Becker to miłośnicy gier planszowych. Swoją pasją postanowili zarazić innych mieszkańców Przegędzy. I myli się ten, kto myśli, że gra planszowa to nieśmiertelny Chińczyk czy tradycyjne Domino. Małżonkowie stworzyli klub gier planszowych i w każdą sobotę proponują dzieciakom nowe wyzwania. – W tych grach nie ma losowości. Jest reguła, którą trzeba zastosować, żeby wygrać. Dzieci uczą się i poznają te reguły. Tutaj trzeba pomyśleć, pogłówkować, dedukować. Każda gra jest dostosowana do wieku i ma określony stopień trudności. Są gry, w które gra się 20 minut, ale są i takie w które gra się 1,5 a nawet i 3 godziny. Możliwości są ogromne – relacjonuje Bartek Becker. Na jego zajęcia przychodzi grupa 10–15 osób. Co ciekawe najwięcej jest dziewcząt. My wpadliśmy do klubu gier planszowych w minioną sobotę i zamurowało nas w progu. Na stolikach rozłożone prawdziwe warsztaty, a wokół dzieciaki skupione, myślące jakby tu zagiąć przeciwnika. Jedna z grup akurat testowała najnowszą grę „Małych Powstańców”. – To gra o Powstaniu Warszawskim opowiadająca o małych harcerzach, którzy dostarczali rozkazy. Wspaniale oddaje realia tamtych czasów, tego jak to wyglądało. Reguła tej gry jest taka, że albo wszyscy przegrywają, albo wygrywa najlepszy harcerz, który dostarczył najwięcej rozkazów. Uczy historii, a wiadomo, że dzieci najszybciej przyswajają wiedzę przez zabawę – stwierdza Bartosz. Nauki dzieciakom w klubie nie zabraknie, bo w swojej kolekcji Beckerowie mają aż 70 różnych gier – logicznych, historycznych, geograficznych, przyrodniczych. Grupa ma za sobą już nawet pierwsze zawody. Wygrała je Ewelina Murańska, a w nagrodę dostała ekstra grę. – Bardzo mi się tu podoba. Pan nauczył mnie grać i teraz przychodzę pograć w żółwie i zwierzęta. Lubię grać w żaby, ale one są trudne – relacjonuje 4-letni Marcin Żemła, usiłując pokonać w grze swoją siostrę Emilię. Przy stoliku obok nad „Dobble” głowy łamią sobie kolejni gracze. –To fajna gra na spostrzegawczość. Trzeba dopasowywać do siebie kształty, który trochę się od siebie różnią. Jest przy tym bardzo wesoło – opowiada Natalia Wojtas. Wszyscy na zajęcia chodzą od samego początku. – Gry planszowe są bardzo wciągające, ale wbrew pozorom wcale nie łatwe. Takiego czegoś u nas jeszcze nie było. Myślałyśmy, że to będą zwykłe gry, a tymczasem jest bardzo ciekawie. Najpierw nie wiedzieliśmy co i jak, ale pan nas nauczył. Teraz idzie nam coraz lepiej. I na pewno dalej będziemy chodzić na zajęcia – deklarują dziewczynki. Marzeniem Bartosza Beckera jest to, by na zajęcia przyszli kiedyś z dzieciakami rodzice i zagrali ze swoją pociechą. Kilku graczy szybko podchwytuje pomysł. – Byłoby super, zagrać z tatą np. o podwyżkę kieszonkowego i jeszcze wygrać.
Podróże dla całej rodziny
Ciekawe miejsca w Przegędzy, gminie i poza nią postanowiła pokazać mieszkańcom Izabella Zgryźnak-Lipp. – W innych miejscowościach są różne inicjatywy, pomysły, grupy czy akcje. Coś się dzieje, a u nas nic. Zdecydowałam się więc poświęcić trochę swojego czasu, żeby to zmienić – mówi pani Iza. Słuchała ludzi, gdzie chcieliby pojechać i szybko zabrała się za zorganizowanie pierwszej wycieczki. W styczniu grupa dzieciaków pojechała do planetarium. Przyznaje, że początki były trudne. Ludzie sceptycznie podchodzili do tego pomysłu. Kiedy jednak dzieciaki wróciły do domu i podzieliły się wrażeniami, kolejny wyjazd poszedł jak z płatka. – Pomyślałam o kuligu, takim prawdziwym. Kiedy poszła informacja ludzie dzwonili, dopytywali się czy jeszcze można się zapisywać. W lutym pojechaliśmy do Wisły Czarne na kulig Doliną Białej Wisełki. Było fantastycznie – opowiada Izabella Zgryźniak-Lipp. W planach już ma pomysły na kolejne wyjazdy. Zamierza też pozyskać jakichś sponsorów, bo zdaje sobie sprawę, że nie wszystkich stać na wycieczkę. Na pewno jeden z wyjazdów zostanie zorganizowany dla osób mających trudną sytuację finansową. Pani Iza poprzez organizację wycieczek ma zamiar zintegrować całą wieś. – Te wyjazdy są dla całych rodzin, bo chociaż mieszkamy na wsi, to w dzisiejszych czasach ludzie są tak zagonieni, że w rzeczywistości to sąsiad nie zna sąsiada – mówi.
Wszyscy społecznicy zgodnie stwierdzają, że zajęcia które prowadzą nie są konkurencją dla zajęć pozaszkolnych organizowanych przez miejscową szkołę. – Wręcz przeciwnie, to pomoc i rozszerzenie działań na całą wieś i wszystkich mieszkańców – oznajmiają.
Małgorzata Sarapkiewicz