Na rybnickiej scenie teatralnej zawsze było ciekawie
Chciałbym opowiedzieć dziś o mniej znanych wydarzeniach jakie miały miejsce w międzywojennym Rybniku, a związane były z teatrem.
Dla przypomnienia – związki Rybnika ze sceną sięgają XIX wieku. Prawdopodobnie do miasta przyjeżdżały niemieckie teatry zawodowe. Natomiast jeśli chodzi o polskie, to w II połowie XIX stulecia dynamicznie zaczął rozwijać się teatr amatorski związany z różnymi patriotycznymi i społecznymi organizacjami i chórami.
Amatorskie teatry
Szczególne znaczenie miał założony przez Maksymiliana Basistę chór „Seraf”, o którym już onegdaj była mowa, a który obchodzi w tym roku chwalebną setną rocznicę istnienia. Jego historia w związku z tym zostanie ponownie przypomniana na łamach Tygodnika Rybnickiego. Wracając do sceny. Bez wątpienia prosty amatorski teatr odegrał w Rybniku sporą rolę w uświadamianiu mieszkańcom miasta i powiatu czym jest polskość, polska historia i marzenie o znowu wolnej ojczyźnie. Amatorzy odgrywali polski klasyczny repertuar oraz dramaty bliskie niższym sferom społecznym nie tylko w zasłużonym „Świerklańcu”, lecz także w gospodach Ligoty, Paruszowca, Wielopola i innych podmiejskich podówczas miejscowościach.
Zanim przejdziemy do wielkiego teatru poświęćmy kilka zdań repertuarowi amatorów. Dużą rolę spełniało Koło Miłośników Sceny Polskiej (Kilian, Niśkiewicz). W czasach przed I wojną światową nie było w Rybniku miejsca dla działań większych polskich form scenicznych. Ale przynajmniej w 1911 Alojzy Prus we własnym domu w Zebrzydowicach ustanowił scenę dla polskich amatorskich przedstawień. Na jego domu widnieje tablica, choć w ciepłą porę nie widać jej zza liści. Amatorzy grywali „Błażka opętanego” Anczyca, „Dziesiąty pawilon” Staszczyka, „Trójkę hultajską” Nestroya. Wywodzące się z „Eleusis” Towarzystwo Wstrzemięźliwości „Zgoda” miało swój amatorski zespół teatralny. W latach z przed I wojny zagrało m.in. sztuki Hauptmanna – „Tkacze”, Szigetiego – „Stary piechur i syn jego huzar”, Dominika – „Ojcowizna”.
Dzięki Anieli Wolnikównie, która powróciła z więzienia na deskach Świerklańca rybniczanie mogli obejrzeć w latach 1920–22 sztuki Anczyca, Korzeniowskiego, Starzeńskiego. Pośród odtwórców ról Jadwiga Bobrowska, Paulina Jordan, Karolina Kuczera, Florentyna Pojda, Jadwiga Szulik, Paweł Batór, Józef Budny, Alojzy Froelich i Maksymilian Wolnik. Najczęściej amatorskie zespoły prezentowały się w znaczące rocznice narodowe i kościelne. 3 maja 1920 ligocka „Lutnia” zagrała „Kościuszkę w Petersburgu” Staszczyka. Podobnie działał inny chór – niedobczycki „Mickiewicz”. W latach 1918–19 pokazał m.in. sztuki „Żniwa” oraz „Józefa Egipskiego i jego braci”. Swego czasu tę ostatnią inscenizację wspominała pani Józefa Janulek – córka zasłużonego architekta i budowniczego dawnego Rybnika, inż. Malinowskiego. Józefa Janulek jest jednym z ostatnich świadków życia międzywojennego Rybnika, jako przedstawicielka przedwojennej polskiej inteligencji.
Przyjeżdżali z całej Polski
Do Rybnika przyjeżdżali także sceniczni amatorzy należący do chórów z innych miast np. żorskiego „Feniksa” czy gliwickiej „Cecylii”. Oczywiście w mieście największą rolę odgrywał „Seraf” Basisty, który ściśle wtedy współpracował z Alojzym Prusem nb. aż po rok 1926, który niestety obu zasłużonych rybnickich patriotów rozdzielił. Warto zwrócić uwagę na szczególny aspekt w w/w pokrótce zaprezentowanym repertuarze. Artyści amatorzy starali się w dużym stopniu dostosować repertuar do potrzeb niższych warstw społecznych miasta, a przede wszystkim te reprezentowała liczniejsza polska strona społeczności rybnickiej. Grano więc często sztuki opowiadające o życiu prostych ludzi, tak z miasta, jak i ze wsi (nie raz wieśniacy zjeżdżali przecież w dni targowe, a gdy uciułali coś extra zamiast rytualnie udawać się do gospody, niektórzy zarobiony grosz wydawali na bilet na przedstawienie).
Przy okazji tematu. Warto, aby historycy zajmujący się jako germanolodzy historią Rybnika opowiedzieli nam, co grywano na niemieckiej scenie. Bardzo pomocnym źródłem może tu być trunkhardtowa „Katolische Volkszeitung”, ale też inne niemieckie gazety. Z pewnością niemieccy i niemiecko–żydowscy mieszkańcy Rybnika jako warstwa zdecydowanie zasobniejsza finansowo sprowadzali do miasta teatry zawodowe, które w bogatej niemieckiej kulturze miały ugruntowaną pozycję. Nie tylko zresztą kajzer Wilhelm czy burmistrz Katowic znali wagę słowa padającego ze sceny. Ciekawą rzeczą byłoby prześledzić jakim repertuarem odpowiadały Polakom władze pruskie w gorącym okresie około plebiscytowym.
Jakie znaczenie miało słowo wiedział doskonale świetnie wykształcony, obyty ze światową sceną polityczną Wojciech Korfanty. Dlatego też jednym z istotnych ogniw Komisariatu Plebiscytowego w Bytomiu stała się sekcja teatralna (Hasiński i Wilimowski). Później po przedstawieniu „Kościuszki pod Racławicami” Henryk Cepnik powie, że wielokrotnie większe oddziaływanie ma jedno przedstawienie, niż dziesięć wieców politycznych. Doprawdy trudno odmówić racji temu sformułowaniu.
W Rybniku, który wczesnym latem 1922 stał się de facto częścią II RP właśnie dzięki działaniom amatorów rozbudzono zwłaszcza pośród młodych bakcyla teatru. Stąd później nieodłączne w życiu szkół zespoły teatralne – gimnazjum, Szkoła Handlowa, urszulanki, misjonarze, a nawet Szkoła Dokształcająca Zawodowa. Poza tym powstawały trupy teatralne przy organizacjach społeczno–zawodowych, żeby tylko wymienić działalność takiego zespołu przy Kolejowym Przysposobieniu Wojskowym i Rodzinie Kolejowej. Teatralne tradycje dalej podtrzymywały gospody i lokale w Paruszowcu, Orzepowicach i już w/w miejscach. Natomiast do „Świerklańca” regularnie, przynajmniej raz w miesiącu zaczął zjeżdżać Teatr Polski (potem im. St. Wyspiańskiego) z Katowic. Ale nie tylko on. Także inni zawodowcy. Do Rybnika przyjeżdżali artyści z Poznania (w tym przypadku reprezentanci dramatu muzycznego), Warszawy i Wilna. Miasto gościło znamienitych polskich aktorów z ich zespołami.
Na scenie „Świerklańca”
Czyż nie pobudza wyobraźni z rozmachem zrobione widowisko jakie w mieście na Placu Zamkowym (czyli przed dzisiejszym sądem) zaprezentował ze swą legendarną wileńską „Redutą” Osterwa. „Księcia Niezłomnego” w tym plenerowym widowisku mogło podziwiać znacznie więcej, niż w zamkniętym pomieszczeniu, miłośników Melpomeny. Sam Osterwa nb. nie raz spotkał się z burzą oklasków, gdy grał na scenie „Świerklańca”. Tutaj też rybniczanie oklaskiwali inną legendę polskiej sceny Stefana Jaracza występującego z zespołem warszawskiego Teatru Narodowego. A potem z aplauzem dziękowali przesympatycznym aktorkom (które, znając z kina, telewizji i sceny, wielu z nas – nawet tych młodych – z szerokim uśmiechem wspomina) BarbarzeLudwiżance i Irenie Kwiatkowskiej. Do miasta zjeżdżali z solowymi występami znani artyści teatru i kina. Często komicy. Jakież było oburzenie, gdy zapowiedziany w „Apollo” Stokłosów występ zlekceważył Dodek Dymsza. Luminarze miejscowej kultury od razu wypomnieli dyrekcji katowickiego teatru gorszy repertuar i drugi garnitur aktorski (co katowiczanie szybko naprawili). Starali się analizować i rozwiązywać problemy np. związane z okresami niższej frekwencji. Przy tej okazji zwracali np. uwagę na znacznie lepsze dofinansowanie własnych przedstawień ze strony niemieckiej... Oceniali wystawiane sztuki, czasem je omawiali. Bywało, że panowie bigoci i panie dewotki głośno wypominali zbytnią w ich mniemaniu frywolność jakiejś sztuki. A wszyscy wyczekiwali budowy Domu Ludowego (takiego jaki zafundował swym mieszkańcom Chorzów), w którym godne siebie pomieszczenia znalazłaby nie tylko Melpomena.
Michał Palica