Muzyczne obrazy z Rybnika A.D. 1935
Kalendarz imprez muzycznych jak co roku był bogaty. Tym bardziej, że od dwóch lat swe inicjatywy z impetem rozkręcała Szkoła Muzyczna braci Szafranków. Czy w ogóle są ludzie, którzy nie lubią muzyki? W międzywojennym Rybniku z pewnością wzrosły obroty sklepów Steura czy Prusa, którzy oferowali nuty, instrumenty, płyty i rzecz jasna gramofony. Przy starym telefunkenie wielu posiadaczy radiowych odbiorników oraz ich sąsiedzi z niecierpliwością czekało na swe ulubione audycje radiowe. Rybniczanin mógł nawet w rybnickiej gazecie przeczytać (1935) ciekawy artykuł o tym jak powstaje płyta gramofonowa. „Mało ludzi zdaje sobie sprawę z tego, ile wiedzy ludzkiej tkwi w tym pospolitym dziś czarnym krążku. Przed kilkudziesięcioma laty zaledwie narodził się epokowy wynalazek z genjuszu zmarłego niedawno Edisona...”
Klasyka i operatka
Niejedna rybniczanka, niejeden rybniczanin bawił się bądź tylko słuchał siedząc przy nowoczesnym gramofonie albo jeszcze takim nakręcanym z tubą. Słuchali klasyki, słuchali operetek, piosenek, także tych z szlagierowych filmów. Być może zanim w „Świerklańcu” pojawił się zespół poznański pod dyrekcją Zygmunta Wojciechowskiego z „Księżniczką czardasza” jacyś rybniczanie słuchali jej z płyt. A zapowiedź wizyty poznaniaków z operetką Kalmana „elektryzowała wprost nasze miasto.” Nawiasem mówiąc już od początku roku do „Świerklańca” przybywały tłumy. W styczniu poznaniacy zaprezentowali „Hrabiego Luxemburg”. Przy okazji w gazecie napisano: „Udowodniono Katowickiemu Teatrowi, że i w Rybniku na prymitywnej scenie można odegrać operetki. Trzeba chcieć.” Muzyka prócz przeżyć duchowych dostarczała rybniczanom też powodów do dumy. W katowickim radio na cały kraj (słuchali więc także odbiorcy z Wilna i Lwowa) transmitowano drugi koncert braci Szafranków. Dokładnie 29 stycznia o 19.00. Już w lutym ponownie zjawili się poznaniacy – tym razem wielkim powodzeniem cieszyła się „Krysia leśniczanka”. W „Księżniczce czardasza” rybniczanie mogli w grudniu podziwiać m.in. primadonnę Celinę Orlicz-Kreyczi, a ognistego czardasza odtańczyła H. Lubiczówna. Apetyt na muzyczne widowiska był w Rybniku rzeczywiście wielki, bo gazeta z odpowiednim wyprzedzeniem pisała „Uprasza się o wczesne zarezerwowanie biletów w firmie p. Tatarczyk.”
Być może (nasuwają się pewne paralele), iż w tamtym Rybniku postęp techniczny, który niesie nam ze sobą także rozleniwienie, spowodował że rybniczanie stali się bardziej pasywnymi niż aktywnymi w muzycznej sferze. Stąd zapewne alarmujący artykuł zatytułowany „Zanik kultu pieśni polskiej w Rybniku”. Autor zwraca uwagę, ze miasto liczy 26000 mieszkańców a z chórami cieniutko. „Czyż Rybnik jest ubogi w stan średni, czy wreszcie w inteligencję?” – pyta. Dalej: „Wszystkie chóry śpiewacze w Rybniku odczuwają brak dopływu świeżej krwi, nowych krzewicieli pieśni”, a jedyny chór męski „prowadzi żywot suchotniczy”. Przecież w każdy poniedziałek i czwartek na sali starego ratusza pan Skoczeń prowadzi próby. Śpiew – konkluduje autor – pomaga odetchnąć po ciężkiej pracy, daje odskocznię od szarzyzny codzienności, nie mówiąc o podróżach do pięknych krain.
Nowe organy
Pierwszego dnia grudnia 1935 odbyła się również niezapomniana uroczystość. Niezapomniana nie tylko w Niedobczycach, gdzie znana rybnicka organowa faktoria oddała do użytku nowy wspaniały instrument. Stało się to z okazji dziesięciolecia erygowania tamtejszej parafii, której orędownikiem był onegdaj ks. prob. Reginek. Rybnicki dziekan zjawił się rzecz jasna na ceremonii i poświęcił nowe organy. Mieszkańcy Niedobczyc już przed I wojną starali się o własną parafię. Msze św. odbywały się w cechowni kop. „Rymer”. W 1921 powstał kościół, a 1 sierpnia 1925 parafia. Konsekracji dokonał w 1931 biskup Adamski. W czasie grudniowej uroczystości dziekan chwalił tutejszego duszpasterza ks. Lazara. Homilię jednak wygłosił ks. kapelan Gazek z Wieliczki. Ks. Lazar prosił parafian o dalsze ofiary „na wypłacenie organów”. Wspomniał też o budowniczym „przepięknego instrumentu kościelnego” Klimoszu. Wyraził radość, że jest on Ślązakiem, „co dowodzi, że nasza ziemia śląska poza licznymi dzielnymi obywatelami, wydała niezwykle zdolnego budowniczego organów.” Pożegnano stary instrument. W godzinach popołudniowych odbył się koncert – na nowych organach zagrał ks.prof. Gajda, a także miejscowy organista p. Szlachta. Na ojców chrzestnych zaproszono całą parafię. Parafianie „złożyli w darze jako wiązanie w dniu dzisiejszym blisko 4000 złotych (instrument kosztował prawdopodobnie ponad 30000 zł.), co znowu świadczy o niezwykłej ofiarności ludu niedobeckiego, składającego się niemal w 95 proc. z biednych chałupników, rolników i robotników.” Następnie była mowa o historii rybnickiej firmy organowej (założ. 1850). Trzeba w tym miejscu czytelnikom przypomnieć o świetnej monografii na jej temat pióra ks. dr Kmaka. Wracając do gazety dziwi, że autor relacji nie wspomniał o niezwykle zasłużonym założycielu firmy Duerschlagu, także rybniczaninie. Ks. prof Gajda, który imieniem kurii biskupiej przyjmował organy (dodajmy, iż był wybitnym specjalistą) powiedział, że „odebrał dużo organów, m.in. budowanych przez Klimosza. Te ostatnie wywołały jednak naprawdę jego podziw i uznanie...”
W opisie czytamy: „Organy nowe w Niedobczycach mają szerokości 6 metrów i takąż wysokość. Posiadają 2000 piszczałek o wielkości od 8 mm. do 6 m. i to trzy rodzaje: piszczałki z blachy cynowej, cynkowej i drzewa bezsękowego. Napęd powietrza uskutecznia się przy pomocy motoru elektrycznego. Wszystko zrobione zostało z materjału krajowego, z wyjątkiem motoru specjalnego fabrykacji szwajcarskiej. Organy są pneumatyczne, 2–manuałowe, z napędem elektrycznym. Budowa trwała 10 miesięcy.” Kończąc: „Mamy również wszelki powód cieszyć się z tego, że Śląsk posiada pierwszorzędną fabrykę organów. Mamy też obowiązek o tem pisać i starać się o to, aby zapotrzebowanie na organy pokrywano w tej firmie.” Dodajmy, że na Placu Wolności 15, gdzie mieściła się wytwórnia działał także kolejny z Duerschlagów, acz nie odziedziczył on po przodkach talentów do budowy „króla instrumentów”. Niemniej – mając inne talenty – prowadził tu swój zakład fotograficzny. Wspaniały 27–głosowy instrument po remontach służy niedobczynianom do dziś. Gwoli uzupełnienia – jeszcze firma Duerschlag&Sohn wykonała organy w parafii ewangelickiej w Rybniku (1888) i starym kościele. Ten ostatni instrument miała wymienić na nowy jeszcze przed wojną (już) firma Klimosz i Dyrszlag. Parafii niestety wciąż brakowało pieniędzy. Po wojnie stary instrument rybnickiej faktorii organowej zastapił w 1963 nowy. Na szczęście wciąż w samym Rybniku możemy usłyszeć organy w kościele ewangelickim. Ponadto prócz Niedobczyc instrument sławnej firmy Klimosz–Dyrszlag możemy usłyszeć w Chwałowicach u św, Teresy od Dzieciątka Jezus (1933). Na sam koniec, także ku pamięci, organy firmy, którą zniszczyła komuna do dziś grają w świątyni w Piekarach Śląskich. Nie ma ich już niestety w śląskiej katedrze, bo tu gra już nowoczesny wspaniały instrument.
Bracia Szafrankowie
Trudno byłoby odmalowując międzywojenny muzyczny Rybnik nie ukazać dokonań działającej od dwóch lat (w tym roku 80–ta rocznica!) szkoły Braci Szafranków, czyli muzycznej przyszłości nie tylko Rybnika. Sami Szafrankowie koncertowali, ale nie ustawali w prezentacji społeczeństwu postępów i dokonań swych młodszych i starszych uczniów. Powszechnie przyjęło się nazywać je popisami uczniowskimi, a miały miejsce najczęściej w rybnickim gimnazjum. Bywało, iż sala była przepełniona. O każdym z tych popisów donosiła rybnicka gazeta. Omawiając program jednego z nich relacjonujący napisał: „Wykazał on, że troska pedagogów o jakościowy i ilościowy rozwój muzyczny uczniów jest dla nich zagadnieniem podstawowym, dlatego głęboko przemyślanym. Linja pracy pedagogicznej jest systematyczna, zwarta konsekwentnie, a opiera się (jak widać na materjale uczniowskim) na podstawach nowoczesnej psychotechniki.” W repertuarze popisu odnajdujemy m.in. takie nazwiska jak Grieg, Schubert, Paderewski, Paganini. Ten ostatni nie na skrzypce jednak, a w transkrypcji na fortepian – czyli ”Hexentanz” w znakomitym wykonaniu zaledwie 11–letniego siemianowiczanina Szczypy. „Interesującym okazał się skrzypek Górnik. Ma on bardzo subtelny ton i wykazuje głębokie odczucie frazy muzycznej, dysponując przytem gładką techniką.” Jednakże punkt „kulminacyjny wieczoru stanowi gra Świętego i Klossekówny.” Piszący wyraża wielki podziw dla Antoniego Szafranka, że tak wykształcił swego ucznia, iż ten wprost doskonale wykonał arcytrudny utwór, jakim jest „Tarantella” Wieniawskiego. Młody skrzypek na bis zaprezentował „Pastel” A. Szafranka, „który to utwór, dzięki swej impresjonistycznej kolorystyce, został przyjęty z wielkim aplauzem.” Nie mniejsze brawa zebrała panna Klossekówna grająca utwory Chopina i Liszta – po prostu wirtuozeria.
Na popisach tego roku spotykamy wiele nazwisk uczniów: Budny, Dzierżęga, Hallorówna, Aronstamm, Rotkegel, Krukówna, Kopcówna, Chmielówna, Walterówna, Leuschnerówna (prawdopodobnie chodzi o przyszłą żonę Antoniego Szafranka, przyp. autora), Depta, Moses, Wojtyczka, p. Karwot z kursu mistrzowskiego, Heidrichówna, Pawelec. W październiku na piątym już popisie wielkie wrażenie wywarł na słuchaczach p. Skutnik z Katowic. Pewnie również z kursu mistrzowskiego. Dodajmy, że bracia Szafrankowie nie zawsze mogli być obecni, jak w przypadku tego popisu. Koncertowali bowiem u franciszkanów w Panewnikach. Czasami uczniowskie występy wieńczył występ zespołu uczniowskiego. Na trzecim popisie mała orkiestra uczniowska z wielką werwą zagrała „Presto” J. Haydna.
Doprawdy jak na średniej wielkości miasto śląskie, to w świecie muzycznym wiele się działo. A przecież bracia Szafrankowie dopiero rozpoczynali swą działalność. To także dzięki tym wszystkim przedwojennym dokonaniom dzisiaj Rybnik dalej jest dumny ze swych muzycznych dokonań. Znany w świecie od muzycznej strony. Piękny to, emitujący muzycznymi kwantami obraz miasta.
Michał M. Palica.