Sztuka na rondzie – „Ulotność” ważnym symbolem Rybnika
Rzeźba na rondzie na Żorskiej wzbudziła niedawno spore kontrowersje. „Ulotność” spotkała się z krytyką niektórych mieszkańców ze względu na formę, tematykę i cenę. Autor rzeźby, Tomasz Koclęga, nie rozumie jednak zamieszania wokół swojej pracy.
„Ulotność” prezentuje się okazale. Figura człowieka robiącego „jaskółkę”, symbol lotu i tęsknoty z wolnością, nie zebrała jednak samych pozytywnych opinii. – Dla mnie wygląda to śmiesznie. To rondo stało się trochę „alkoholowe”, a rzeźba wygląda na kierowcę robiącego test trzeźwości – mówi pani Karolina, rybniczanka często podróżująca ul. Żorską.
Chodzi o lot i równowagę
Dla Zakładu Zieleni Miejskiej sprawa jest prosta, a symbolika ronda jednoznaczna. – Dla mnie ten symbol jest jasny. To motyw latania, nawiązanie do lotu. Mnie się to bardzo kojarzy z lataniem – mówi Hanna Wieczorek z ZZM. Jak przyznaje, koncepcja rodziła się długo. – Na początku chcieliśmy tam umieścić samolot, jednak nie udało nam się go dostać. Później pojawiła się koncepcja umieszczenia tam zarysu, bądź szkieletu samolotu Antonowa. Ta koncepcja także upadła – mówi.
W podobnym tonie o swojej pracy wypowiada się zresztą sam autor dzieła, Tomasz Koclęga. – „Ulotność” nadaje kontekst miejscu, czyli w tym wypadku okolicy lotniska. Jest symbolem wolności, możliwości i tęsknoty za lataniem – uczuciem, które poznaliśmy stosunkowo niedawno, a dążyliśmy do niego przez wieki. Z jednej strony to dziecięca zabawa w udawanie samolotu, z drugiej zaś – ćwiczenie na równowagę, a równowaga jest elementem fundamentalnym dla funkcjonowania każdego z nas – mówi Koclęga. Artysta oczywiście rozumie, że sztuka może budzić kontrowersje, a to, czy komuś rzeźba się podoba, czy nie, jest kwestią gustu. Dziwi go jednak przede wszystkim całe zamieszanie z tym związane.
Wzorem Włosi
– Na sztukę w przestrzeni publicznej jest miejsce, ale jest też potężna luka, ponieważ sztuki tam właśnie brakuje – mówi Koclęga. Artysta zwraca uwagę na fakt, że w wielu krajach Europy fakt inwestowania w sztukę w miastach jest uregulowany wręcz systemowo. – We Włoszech nazywa się to „prawem trzech procent”, gdyż wszystkie inwestycje publiczne muszą przekazać 3 procent ze swych budżetów na sztukę w przestrzeni publicznej. Podobne rozwiązania funkcjonują w Niemczech, Francji czy w USA. To jest dbałość o ciągłość kultury, dbałość o ślad naszej obecności dla przyszłych pokoleń. Ja nie zajmuję się aktualnymi zjawiskami społecznymi czy historycznymi, nie przedstawiam doraźnych problemów. W swoich pracach koncentruję się na człowieku. Interesuje mnie analizowanie ludzkich postaw, zachowań, emocji. W ,,poetyckich formach” – przedstawianych nie wprost – szukam obszarów ludzkiej wrażliwości, ludzkich pragnień, trosk czy energii, które na mnie odziałują. Staram się budować prace w oparciu o ulotne, trudne do zdefiniowania odczucia, o emocje które targają każdym z nas, o ukryte pragnienia pojawiające się w snach bądź na jawie. Daleki jestem od komentowania codziennej rzeczywistości. – mówi artysta.
Według Koclęgi na sztukę w mieście nastaje powoli moda, a świadomość władz zaczyna się zmieniać. – W minioną niedzielę zrealizowałem kolejną wielkoformatową pracę dla Europejskiego Parku Rzeźby w Pabianicach, za dwa tygodnie na wystawiam swoje rzeźby na starym mieście w Bratysławie. Jesienią pokażę dużą wystawę pięciu premierowych rzeźb w parku w Górkach Wielkich, a za rok kilkanaście moich rzeźb wystawionych zostanie w Białymstoku. Jak widać klimat do dyskusji na ten temat, obecności sztuki w przestrzeni publicznej, jest coraz lepszy. Jest coraz większe zainteresowanie. Problem jednak leży nie tylko w samej percepcji sztuki, ale również w naszym systemie. Kadencyjność władz powoduje, że niewielu decyduje się na odważny krok zaangażowania się w promocję sztuki w mieście. Jak widać na przykładzie Rybnika, jednym się podoba, innym nie. Na władze spada krytyka i wielu jest niestety takich, którzy wolą nie zrobić nic, by nie spotkać się z negatywnymi komentarzami mieszkańców – kończy artysta.
(mark)