Trzy lata temu prawie nas ewakuowali
Choć było groźne, tegoroczne podtopienia to tylko cień wielkiej wody sprzed paru lat.
Wielkie nawałnice najprawdopodobniej za nami. Litry wody, które lały się z nieba w przeciągu ostatnich dwóch tygodni i tak mroziły krew w żyłach mieszkańców, którzy już parę lat temu przeżyli koszmar.
W tym roku Ruda wylała na niewielką skalę. Z 11 na 12 czerwca w okolicy ul. Partyzantów w Rybniku musieli w tej sprawie interweniować strażacy, jednak obyło się bez ogromnych strat. Z duszą na ramieniu poziom rzeki obserwowali też inni mieszkańcy Rybnika – szczególnie w Stodołach, Chwałęcicach czy Paruszowcu. – Wie pan, to się tylko wydaje, że mała rzeczka, prawie że ciek wodny. Ale jak w 2010 roku staliśmy w obliczu powodzi, to niewiele brakowało, a byłaby tragedia – mówi pan Andrzej, mieszkaniec Stodół, który trzy lata temu, wzorem innych mieszkańców tamtych okolic, szykował się już powoli do ewakuacji.
Rybnik jest przygotowany
Jak zapewniają władze miasta, Rybnik jest w pełni przygotowany na nadejście wielkiej wody. Choć – miejmy nadzieję – w tym roku największe zagrożenie mamy już za sobą, Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego ciągle jest na posterunku. – Służby na bieżąco monitorują sytuację związaną z podwyższaniem się stanu wód, zwłaszcza w rejonie zbiorników w Rybniku – Paruszowcu i Zalewu Rybnickiego. Celem zachowania rezerwy i przyjęcia wody, w razie konieczności zwiększane są zrzuty wody z Zalewu Rybnickiego – tłumaczy Lucyna Tyl, rzecznik urzędu miasta. – Na bieżąco podejmowane są niezbędne czynności organizacyjne i techniczne, mające na celu zminimalizowanie mogącego powstać zagrożenia – dodaje.
PCZK na bieżąco otrzymuje od wszelkich regionalnych służb i stacji kontrolnych raporty o stanie wód, a także innych potencjalnych zagrożeniach. Centrum działa w oparciu o sieć informacyjną, zbierając i przekazując odpowiednie dane. – Połączone siły straży pożarnej, straży miejskiej oraz Rybnickich Służb Komunalnych na bieżąco reagują na każde nowe zgłoszenie, starając się w miarę potrzeb np. udrażniać rowy i przepływy – wyjaśnia Tyl. Oprócz PCZK, w mieście działa jeszcze inna, doraźna grupa zajmująca się zarządzaniem kryzysowym.
Spotykali się kilka razy dziennie
– Prócz PCZK w mieście działa Miejski Zespół Zarządzania Kryzysowego, w skład którego wchodzą przedstawiciele wszystkich służb oraz miejscy urzędnicy – mówi Lucyna Tyl, sama będąc członkiem zespołu. – Trzy lata temu, podczas powodzi, spotykaliśmy się nawet cztery razy jednego dnia, by dzielić się nowymi informacjami i podejmować decyzje – dodaje. Ta częstotliwość jest zresztą dobrym porównaniem. – W tym roku nie odnotowaliśmy takich zagrożeń, bo nie mieliśmy nawet okazji się spotkać – komentuje.
Miejski zespół trzy lata temu poważnie rozważał ewakuację najbardziej zagrożonych wielką wodą terenów. Na szczęście obyło się bez tego. W tym roku opady i podtopienia nie były aż tak drastyczne. Bo choć powiatowe jednostki straży po kilkadziesiąt razy pomagały mieszkańcom całego powiatu wypompowywać wodę podczas najcięższych nocy, żadna z tych sytuacji nie groziła tak naprawdę utratą życia lub całego dobytku.
– Na razie w tym roku jest tak naprawdę spokojnie – mówi jeden z mieszkańców ulicy Stawowej w dzielnicy Paruszowiec–Piaski. – Podczas tej wielkiej wody kilka lat temu było naprawdę dramatycznie, rzeka tylko się podnosiła, a człowiek nie zastanawiał się już, jak ma się obłożyć workami, tylko kiedy każą nam uciekać – wspomina.
(mark)