Najlepsze urodziny na jakich byłem
Moim zdaniem: Marek Grecicha - Dziennikarz Tygodnika Rybnickiego.
W niedawnej rozmowie z Michałem Wojaczkiem, dyrektorem jednego z rybnickich domów kultury, padło zdanie, że Dni Rybnika są niejako symbolicznymi urodzinami miasta. I jeśli tak było, to my – zaproszeni na nie goście – w tym roku mogliśmy być bardzo zadowoleni.
Weekend, który w wykonaniu dziennikarzy był bardzo pracowity, obfitował w przeróżne rozmowy – z ludźmi z branży, z miasta, ze znajomymi, z muzykami i z gośćmi z zagranicy. Nie spotkałem w ciągu tych kilku dni nikogo, kto przyznałby, że w tym roku coś mu się nie podoba. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, to były na pewno najlepsze dni miasta z dotychczas organizowanych w Rybniku. I nie chodzi o świetne gwiazdy zaproszone na finał. Chodzi o klimat, jaki wytworzył się w mieście. O to, że ludzie chcieli wyjść, posiedzieć, posłuchać i pogadać. Setki dzieciaków z rodzicami szalały w sobotę na kampusie, gdzie za darmo mogły używać sobie na dmuchawcach, trampolinach i innych atrakcjach. Zakochani w historii mogli odwiedzić Wawok, kolejny raz spotkać się z przewodnikiem. A zakochani w Rybniku... siedzieli na Rynku. Każdego dnia – tłumy ludzi, setki, w sobotę nawet tysiące. Gwar, który towarzyszył mi ilekroć przez ostatnie kilka dni wchodziłem na główny plac miasta jest nie do opisania. Ten gwar zapraszał, by również się przysiąść, posłuchać muzyki, porozmawiać z ludźmi, bawić się. Mieszkamy w mieście jedynym w swoim rodzaju. Cieszmy się, bo przez te kilka dni dobitnie pokazaliśmy, że możemy i potrafimy. To były na pewno najlepsze urodziny Rybnika, na jakich byłem.