Ksiądz musi się znać na robocie
Ks. Jan Klyczka z parafii pw. Św. Anny w Świerklanach odchodzi na emeryturę.
Do połowy sierpnia ks. Jan Klyczka będzie sprawować posługę kapłańską w Świerklanach. Później zastąpi go ks. dr Jerzy Paliński, obecnie rektor Seminarium Duchownego w Katowicach. Ks. Klyczka na emeryturze osiądzie w Mikołowie, gdzie do swojej parafii zaprosił go pochodzący ze Świerklan ks. Mirosław Godziek.
Szymon Kamczyk: – Jakie było księdza pierwsze wrażenie, kiedy 24 lata temu dowiedział się ksiądz o tym, że zostanie proboszczem w Świerklanach?
Ks. Jan Klyczka: – Na początku mojej kapłańskiej drogi byłem raz w Świerklanach, kiedy był tutaj zjazd księży w związku z jakimś jubileuszem ks. Ligonia. Pamiętałem to jednak tylko przez mgłę, więc to się prawie nie liczy. Kiedy dostałem dekret do Świerklan, to miałem świadomość tego, że przychodzę po wielkich kapłanach: ksiądz Janik, którego za bardzo się nie docenia, a przecież, nie tylko wybudował kościół, ale też położył podwaliny pod życie religijne tych ludzi; ks. Ligoń, wspaniały i świętobliwy kapłan; ks. Grudniok, którego znałem z seminarium, gdzie był ojcem duchownym. Po tych wielkich kapłanach ja dostałem dekret do Świerklan i trochę może nawet bałem się tego zderzenia z oczekiwaniami ludzi, bo pewnie liczyli na, co najmniej prałata. Zostałem jednak życzliwie przyjęty. Najpierw na ul. Szerockiej przy kapliczce, później przedstawiłem się w niedzielę na mszach świętych. Byłem wtedy po wypadku, miałem złamaną rękę, kilka tygodni wcześniej zmarł mój tata. To był trudny okres.
Pewnie w zrozumieniu potrzeb parafian przydało się doświadczenie zdobyte w kopalni i nie tylko?
Po maturze spędziłem rok na kopalni, później poszedłem do seminarium i będąc klerykiem odbyłem służbę wojskową. Miałem dużo przeżyć i wiele kontaktów, więc nie mogę powiedzieć, że byłem całkiem „zielonym” księdzem. Szkołą człowieczeństwa był też dla mnie szpital, gdzie pracowałem. To wszystko było dobre, mimo, że wojsko było czasem trudnym. Nas kleryków lokowali w Szczecinie, Bartoszycach i Brzegu, a ja trafiłem do Szczecina. 80 procent to byli klerycy, a 20 procent chłopcy z rodzin niewierzących. Byli specjalnie dobierani, aby donosić o naszych rozmowach, przemyśleniach. Ale oni nie byli źli, mieli świadomość że ich zadanie jest brzydkie, przez co, nie wszyscy angażowali się we współpracę z dowódcami.
Parafia przez 24 lata, kiedy ksiądz był jej gospodarzem przeszła wiele remontów. Który z nich był najważniejszy?
Przy tylu budynkach ciągle trzeba coś robić. Nie są to jednak sprawy najważniejsze. Kościół piękny, to taki Kościół, gdzie ludzie są razem ze sobą. Wszystko może być odmalowane, pozłacane, a wspólnota będzie skłócona, będzie dużo złości nienawiści, plotek. Tak jest wszędzie, ale trzeba z tym walczyć. Zawsze leżało mi to na sercu, aby ludzie byli dla siebie dobrzy. Jeśli chodzi o te remonty, to na pewno ten w latach 2004–2008, kiedy kościół, w początkowym okresie przez 153 dni był zamknięty. Trzeba było dokopać się do fundamentów, bo budynek chylił się na jedną stronę w wyniku (według ekspertyzy) zachwiania stosunków wodnych. Zawsze pod kościołem była woda, a w okresie wielkich powodzi nadmiar wody spowodował jakby mocne uderzenie, przez co kościół zaczął się chylić na prawą stronę. Posadzka się zapadała i wtedy z pomocą przyszedł mi prof. Kłosek z Politechniki Śląskiej. Kiedy udało się nam już usunąć przyczynę, przeszliśmy do odbudowywania wnętrza. Ludzie sugerowali, aby było tak jak przedtem. Cały wystrój trzeba było zrobić na nowo. Udało się, dzięki wielkiej pomocy finansowej parafian. Koszty były ogromne.
Skąd wziął się pomysł na Falę Radości?
To głównie inicjatywa ks. Jacka Błaszczoka. W moim umyśle zawsze była chęć ożywienia Kościoła. Uważałem, że Kościół musi być piękny i od zewnątrz i od środka. Już w seminarium miałem pomysł, że jak zostanę księdzem, to wybuduję dla dzieci boisko. Dla mnie boisko to było coś bardzo ważnego. Tak powstał m.in. dom parafialny, czy właśnie Fala Radości i mniejsze imprezy, jak Festyn z Aniołami. Komuniści chcieli, aby Kościół był w cieniu, żebyśmy sobie odprawiali msze najlepiej w zakrystii i nie wychodzili na zewnątrz. A my musimy wychodzić na zewnątrz! Dlatego m.in. takie inicjatywy jak festyny. Kosztuje to wiele pracy i ludzie czują się również odpowiedzialni. Fala wypracowuje fundusze na kolonie dla dzieci. Dostajemy dotacje z gminy, ale musimy też dać część. Kościół musi jednoczyć, a to jest idealnym przykładem jednoczenia ludzi. Nie ma przedsiębiorstwa czy organizacji, które nie miałyby udziału w Fali Radości.
Czego dziś najbardziej potrzebują księża?
Kapłani na pewno potrzebują dobrej formacji. Era „farorzy na świeczniku” raczej minęła. Dzisiaj muszą umieć wszystko, nie tylko reprezentować parafię i głosić nauki, ale też muszą się znać na robocie. Ksiądz dziś musi umieć trzymać łopatę, miotłę. Musi być dobrym gospodarzem. Księżom potrzeba także większego oddania. „Posłuszeństwo lepsze niż nabożeństwo” mówiła moja babcia. Coś w tym jest. Trzeba być świadomym, że jest się na służbie.