Były burmistrz Czerwionki-Leszczyn Marek K. działał na szkodę gminy. Teraz posiedzi w więzieniu
Marek K. został skazany na karę dwóch i pół roku pozbawienia wolności za nadużycie uprawnień i wyrządzenie gminie szkody majątkowej w kwocie co najmniej 699 tysięcy złotych. Przez dziesięć lat nie może również zajmować się publicznymi pieniędzmi.
Jedenastu oskarżonych, dwóch winnych
Po pięcioletnim procesie, 5 lipca Sąd Okręgowy w Gliwicach wydał wyrok w sprawie afery, która w 2006 r. wstrząsnęła regionem. Po medialnym śledztwie i fali zatrzymań posadził na ławie oskarżonych burmistrza, jego zastępcę oraz kluczowych urzędników z ratusza. W finale, w ogłoszonym wyroku sąd skazał tylko dwie osoby. Byłego burmistrza Marka K. uznał za winnego tylko jednego z zarzucanych mu czynów i za to wymierzył mu karę dwóch i pół roku pozbawienia wolności. Drugim oskarżonym, który usłyszał wyrok skazujący za fałszerstwa jest przedsiębiorca z Czerwionki – Józef G. On został skazany na pół roku pozbawienia wolności. Skazani i uniewinnieni w piątek opuścili gmach rybnickiego wydziału Sądu Okręgowego w Gliwicach dopiero przed godz. 19.00. Przez blisko 10 godzin sędzia Ewa Stępień uzasadniała wyrok. Z racji uniewinnienia 9 oskarżonych sąd bardzo skrupulatnie tłumaczył swoją decyzję.
Kodeks karny nie wystarczy
Akt oskarżenia, który we wrześniu 2007 r. trafił do sądu opisywał aż 135 czynów, które prokurator zarzucał wówczas 14 osobom. Z biegiem czasu ława oskarżonych skróciła się do 11 osób – jeden z oskarżonych zmarł, dwóch innych sądzono w osobnych procesach. Z ponad setki zarzutów w skazujących wyrokach potwierdzenie znalazły zaledwie dwa. Dlaczego? – Ta sprawa jest skutkiem braku rzetelnej i głębokiej analizy materiału dowodowego zgromadzonego w śledztwie i to głównie materiału dowodowego tak obiektywnego i jednoznacznego jakim są zabezpieczone dokumenty – grzmiała w piątek sędzia Ewa Stępień. Zdaniem sądu dokumenty są bezspornym świadectwem zaistniałych zdarzeń i faktów, w przeciwieństwie do zawodnej często pamięci świadków. – Chcę podkreślić, że w tym materiale dowodowym, który został z aktem oskarżenia złożony do sądu, od tamtego czasu praktycznie nic się nie zmieniło. Zabrakło więc pogłębionej analizy faktów, które powinny być postrzegane również przez pryzmat szeregu ustaw pozakarnych, z którymi urzędnicy mają w swojej pracy do czynienia – tłumaczył sąd.
Bieda zajrzała w oczy
Sprawa, która w latach 2006 – 2008 nie schodziła z czołówek gazet ma swój początek kilka lat wcześniej. W 2000 r. na terenie Czerwionki-Leszczyn doszło do likwidacji KWK Dębieńsko. Pracę straciło od 2500 do 3000 osób. Jednocześnie pogorszyła się sytuacja przedsiębiorców prowadzących interesy z kopalnią. Powstał również problem zagospodarowania pokopalnianych nieruchomości. W 2001 r. Urząd Gminy i Miasta w Czerwionce-Leszczynach przejął od Gliwickiej Spółki Węglowej tzw. plac zwałowy węgla. Teren dzierżawiły przez następne lata kolejne spółki, ale kluczową dla sprawy okazała się spółka Dębieńsko, która z biegiem czasu przestała płacić gminie za dzierżawę placu i budynków przy nim zlokalizowanych.
Urzędnicy pod kluczem
25 stycznia 2006 r. policja w Czerwionce wszczęła śledztwo w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy publicznych z ratusza w Czerwionce. Sprawa to odprysk innego śledztwa i aresztowania w 2005 r. miejscowego biznesmena Józefa G., handlującego mułem poflotacyjnym. Podczas przeszukań zabezpieczono zeszyt dotyczący finansów biznesmena i kluczowy, jak się później okazało, dla sprawy. W maju 2006 r. zatrzymano Cecylię G., naczelniczkę wydziału ekologii, która po pracy przygotowywała dla firmy Józefa G. wnioski, rozpatrywane następnie w urzędzie, w którym pracowała. Wszystkie pieniądze przekazywane urzędniczce Józef G. odnotowywał we wspomnianym zeszycie. Śledztwo przejął wydział do walki z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, a w Czerwionce ruszyła fala kolejnych zatrzymań. Do aresztu trafił skarbnik gminy Franciszek S., a 17 października 2006 r. policja zatrzymała wychodzącego z kościoła burmistrza Marka K. Wkrótce do aresztu trafił również jego zastępca Piotr I. oraz radca prawny Stanisław C.
Kara dla burmistrza
Część z 27 zarzutów postawionych samemu Markowi K. dotyczyła właśnie placu zwałowego węgla. Firma która go dzierżawiła, prowadziła na nim działalność nie płacąc nic gminie. 5 lipca sąd uznał Marka K. za winnego tego, że nadużył przysługujących mu uprawnień i wyrządził gminie znaczną szkodę majątkowa w kwocie co najmniej 699 tys. 35 zł i 22 gr, wynikającą z niezapłaconego przez dzierżawcę czynszu dzierżawnego. Za to właśnie sąd skazał go na dwa lata i sześć miesięcy pozbawienia wolności, zaliczając mu na poczet kary okres kiedy przebywał w areszcie, czyli od 17 października 2006 r. do 16 maja 2008 r. Dodatkowo orzekł wobec Marka K. zakaz zajmowania stanowisk związanych z odpowiedzialnością za fundusze publiczne na okres 10 lat.
Skazany za własne decyzje
Co ciekawe, sąd zmienił okres w którym Marek K. miał się dopuścić przestępstwa. Prokurator zarzucał mu szkodliwą działalność już od roku 2002. Tymczasem, jak zauważył sąd, w tym czasie decyzje podejmował jeszcze cały zarząd gminy. Zdaniem sądu, dopiero od 2004 r., kiedy zmieniło się prawo burmistrz samodzielnie podejmował szkodliwe decyzje i za to powinien odpowiadać. – W okresie od 2004 r. Marek K. mając już pełną świadomość jakim nierzetelnym partnerem w realizacji umowy, za którą odpowiadał jest spółka Dębieńsko, nie skorzystał z możliwości zawartej w umowie i nie rozwiązał jej ani przez cały 2004 r., ani do końca kwietnia 2005 r. Mało tego, już sam podjął decyzję o zawarciu z tym samym podmiotem kolejnej umowy dzierżawy – uzasadniała sędzia Ewa Stępień.
Praca ważniejsza od podatku
Sąd uniewinnił Marka K. od zarzutów związanych z umarzaniem podatków podmiotom gospodarczym działającym na terenie gminy. – Burmistrz spotykał się z przedsiębiorcami, znał doskonale ich problemy i trudności z jakimi się borykają. W doświadczonej m.in. powodzią gminie każde miejsce pracy było na wagę złota i burmistrz miał prawo do umarzania podatków. Tym bardziej gdy zachodziła dzięki temu możliwość stworzenia nowych stanowisk pracy lub ich utrzymania. Równocześnie sąd zauważa preferencyjne traktowanie spółek Józefa G., które cieszyły się dużą przychylnością władz Czerwionki. Sam Józef G. za fałszowanie dokumentów wydawanych przez spółkę Gatner–1 został skazany na pół roku pozbawienia wolności. Sąd warunkowo zawiesił wykonanie kary na trzy lata.
Mój pamiętnik finansowy
Sąd uniewinnił Cecylię G., ówczesną naczelniczkę wydziału ekologii i zdrowia, która miała przyjąć od lokalnego przedsiębiorcy korzyść majątkową w kwocie co najmniej 520 złotych oraz wyłudzać zasiłek chorobowy. Sąd orzekł, że pieniądze zostały wypłacone jej z tytułu pracy w tejże firmie, gdzie równolegle dorabiała, a bogata dokumentacja medyczna świadczy o rzeczywistej chorobie. Sąd uniewinnił również jej męża, Jana G., który odpowiadał za składanie fałszywych zeznań oraz za posiadanie pirackiego oprogramowania w swoim komputerze. W sprawie małżeństwa kluczową rolę odegrał zeszyt należący do przedsiębiorcy Józefa G. „Mój pamiętnik finansowy”, jak sam nazywał go oskarżony, zawierał szczegółową dokumentację rzeczywistych i fikcyjnych wypłat pieniędzy. Zabezpieczony przez policję wykaz dał początek osobnemu procesowi przeciwko Józefowi G., tym razem o łamanie praw pracowniczych.
Odetchnęli z ulgą
Oczyszczony z zarzutów został również Krzysztof K., który w momencie zatrzymania pełnił funkcję naczelnika wydziału gospodarki komunalnej. Mężczyzna miał działać na szkodę gminy pomijając procedury przetargowe i zaniżając wartość prac przy remoncie jednej z dróg. Na piątkowym ogłoszeniu wyroku z ulgą odetchnął również Leonard P., były dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Czerwionce. Prokuratura oskarżyła go o niedopełnienie obowiązków i spowodowanie straty na szkodę ZGKiM w wysokości 2810 zł. Leonard P. miał zaniechać obciążenia firmy Gatner–1 kosztami remontu dróg. Firma podjęła się wykonania prac, ale koniec końców wykonywali je pracownicy gminnego zakładu. Na ławie oskarżonych zasiadł również Benedykt K., inspektor wydziału inwestycji. Sąd uniewinnił go m.in. od sfabrykowania dokumentacji kosztorysowej rozbiórki świetlicy i garaży przy Domu Górnika. Z kolei od zarzutu niedopełnienia obowiązków i spowodowania straty w mieniu gminy w kwocie blisko 273 tys. zł sąd uniewinnił Marię Z. Urzędniczka zatrudniona na stanowisku inspektora referatu podatków miała, zdaniem śledczych, umyślnie nie wystawiać bądź wystawiać ze znacznym opóźnieniem upomnienia i tytuły wykonawcze za niezapłacony przez spółkę Dębieńsko podatek od nieruchomości. – Maria Z. nie była uprawniona do podpisywania tytułów wykonawczych. Miała jedynie uprawnienia, aby taki tytuł przygotować i wypisać a podpisywał skarbnik lub główna księgowa – orzekł sąd.
Co jest dokumentem, a co nie
Obszerną część uzasadnienia sędzia Ewa Stępień poświęciła osobie innego uniewinnionego – Marka P., byłego naczelnika wydziału urbanistyki i architektury, który miał się posługiwać sfałszowaną dokumentacją i podrabiać podpisy. Dodatkowo prokurator zarzucił mu niedopełnienie obowiązków i potwierdzanie nieprawdy w dokumentach. W dwóch przypadkach sąd umorzył postępowanie karne wobec byłego już urzędnika ze względu na znikomą szkodliwość społeczną. Chodzi o podrobienie podpisu i użycie podrobionego dokumentu. Od pozostałych czynów Marek P. został uniewinniony. – Podrabianie podpisów miało o wiele mniejszy skutek niż w przypadku oskarżonego Józefa G. – tłumaczyła sędzia, równocześnie krytycznie oceniając jakość pracy urzędników. Marek P. został oskarżony o poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Sęk w tym, że artykuł z którego odpowiadał Marek P. dotyczy dokumentu, a decyzje administracyjne wydawane przez niego jako naczelnika wydziału formalnie dokumentem nie są. – Taka decyzja kształtuje stosunek prawny, rodzi obowiązki, ale nie jest dokumentem poświadczającym czy potwierdzającym w rozumieniu art. 271 p. 1 kodeksu karnego – uzasadniała sędzia Stępień.
Siedział, choć jest niewinny
Blisko pół roku w areszcie przesiedział Stanisław C., radca prawny i ówczesny naczelnik wydziału prawnego. Dopiero po wpłaceniu poręczenia w wysokości 100 tys. zł w kwietniu 2007 r. mógł opuścić areszt. Prokurator zakazał mu kontaktowania się z urzędnikami z magistratu. Ten zapis i zmniejszone do 30 tys. zł poręczenie majątkowe zostały uchylone dopiero teraz – podczas ogłoszenia wyroku. Stanisław C. oskarżony był m.in. o przekroczenie uprawnień i odstąpienie od procedur przetargowych, pozytywne zaopiniowanie szkodliwej dla gminy umowy dzierżawy oraz posiadanie pirackiego oprogramowania. Prokurator zarzucił mu również przerobienie daty w jednym z załączników do protokołu z posiedzenia zarządu gminy. Zdaniem sądu właśnie brak tej zmiany w dacie byłby naruszeniem interesu publicznego i mógłby skutkować konsekwencjami dla gminy. Dla spółki dzierżawiącej plac to było bez znaczenia, pomyłki nie zauważył również żaden z urzędników, a nawet głosujący nad uchwałą zarząd gminy. – Prawdą też jest i sąd to dostrzega, że prawidłową procedurą zmian tej daty powinna być uchwała zarządu zmieniająca tamtą pomyłkę i to jest fakt bezsporny – tłumaczył sąd. Stanisław C. został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Uniewinniony od zarzutu został również inspektor z wydziału geodezji Janusz I., który dokument z przerobioną datą przedłożył zarządowi gminy do podpisu.
To był długi proces
Ława oskarżonych w piątek była krótsza niż sześć lat temu. Sprawę zastępcy burmistrza – Piotra I. oraz skarbnika Franciszka S. skierowano do osobnego rozpatrzenia. Podczas procesu zmarł Zenon A. – były urzędnik Regionalnej Izby Obrachunkowej w Katowicach. Sam burmistrz Marek K. również nie wysłuchał wyroku osobiście. Od lat nie pojawia się w sądzie ze względu na stan zdrowia. Piątkowy wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura i oskarżeni zwrócą się prawdopodobnie o pisemne uzasadnienie wyroku.
Adrian Czarnota