Pielgrzymka od św. Antoniego
Zbliża się 68 Rybnicka Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę.
Tym razem tak wypadło, iż aby objąć pierwszą sobotę sierpnia, to musimy zacząć od środy, ostatniego dnia lipca. Tradycyjnie po mszy u „Antoniczka” – naszego rybnickiego patrona – wielotysięczny korowód po raz kolejny wyruszy w daleką drogę, niosąc bagaż pełen intencji, ku serc pokrzepieniu i ku nadziei. Przy tej okazji warto przypomnieć jak to się wszystko zaczęło.
Kult św. Antoniego
Starzy rybniczanie, a wśród nich również dziś już nieżyjący moi dziadkowie obojga stron (roczniki z przełomu XIX i XX wieku), opowiadali nam dużo o kulcie św. Antoniego w Rybniku, który sięgał głębokich stuleci wstecz. Ów kult wyrażany był w modlitwach gorliwych na co dzień i czci oddawanej świętemu ukrytemu w postaci figurki drewnianej umieszczonej w kapliczce na rozwidleniu dróg wiodących do Mikołowa i Żor. Tam potem, nieco wyżej na wschód, powstał tzw. „nowy kościół” pw. św. Antoniego z Padwy. Decyzją dziś błogosławionego (a jutro świętego) Jana Pawła II największą świątynię w Rybniku w 1993 roku podniesiono do godności Bazyliki Mniejszej, zaś 13 czerwca 2007 roku na jubileusz stulecia kościoła św. Antoni został uznany oficjalnie patronem miasta Rybnika i ziemi rybnickiej, co nieoficjalnie trwa przecież od wieków. Od kilku lat, gdy przy schodach od zachodu stanął pomnik Polaka – papieża, autorstwa artysty rzeźbiarza Franciszka Brachmańskiego, to symbolika faktów została zwielokrotniona.
Dziadkowie mówili również z wielkim namaszczeniem o Częstochowskiej Pani, do której po prostu się szło. Tam zmierzali mieszkańcy rybnickiej ziemi od dawien dawna – na długo przed drugą, a nawet pierwszą wojną światową. Szli zazwyczaj pojedynczo, nieraz parą czy w małej grupie – różnie bywało. Były to spontaniczne, czasem nagłe postanowienia, realizowane niezwłocznie, bo taka była wewnętrzna potrzeba serca – duszy skruszonej, zatrwożonej bądź wdzięcznej. Utartym zwyczajem przy tych okazjach była wpierw modlitwa u stóp Antoniczka, jakby prośba o Jego błogosławieństwo na drogę.
Nie było jeszcze wtedy mowy o regularnych pielgrzymkach do Częstochowy, były za to uświęcone piękną, wieloletnią tradycją ponci do Jastrzębia Górnego i Pszowa, ruszające od zawsze (aż do dziś) spod „Starego Kościoła” pw. Matki Boskiej Bolesnej. I tego kanonu nikt nie zmienia.
Wśród wielu pobożnych familii w Rybniku, oddanych św. Antoniemu i zarazem Jasnogórskiej Madonnie była rodzina państwa Lesików. Jeśli dziś możemy mówić o prekursorach Rybnickiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę, to bez wątpienia na ich czele postawić by należało ten zacny ród Lesików.
Pierwszy, uznany za oficjalny trud pątniczy podjęła piątka znajomych, kolegów z dawnego rybnickiego gimnazjum męskiego, którzy przyłączyli się do inicjatywy Emila Lesika, wypełniającego przyrzeczenie z czasu wojny o takim mniej więcej brzmieniu: „jak przeżyja, ida piechty do Częstochów”. Ocalał cudem, mimo widma śmierci podczas niewoli na uralskiej granicy Europy i Azji. Po wojnie pomysł podchwycił Stanisław Pol, szkolny kolega Emila i trójka jego znajomych (Walter Burzyński, Czesław Rduch i Benedykt Smołka).
Były wakacje 1946 roku. Młodzi mężczyźni poszli na poranną mszę do Antoniczka, a po niej w ów chmurny poranek spod monumentalnej świątyni, samym swym ogromem przywołującej pokorę, ruszyli w drogę. Po całodziennym marszu przenocowali u sióstr boromeuszek w Tarnowskich Górach, by następnego dnia, znów po rannej mszy (w kościele św. Piotra i Pawła) ruszyć już wprost do Maryi. Wieczorem byli pod jasnogórskim wzgórzem, ale totalnie wyczerpani Najświętszą Matkę postanowili przywitać nazajutrz rano, by popołudniowym pociągiem ruszyć do Rybnika, podziękować św. Antoniemu, po czym wrócić do swoich parafii i domów (Nowy Kościół nie był ich parafią).
Mało kto wie, że w tym samym roku, podczas tych samych wakacji, nawet zaledwie tydzień później z Rybnika ruszyła druga pielgrzymka na Jasną Górę. Tym razem to baby, pozazdrościwszy chopom, same ruszyły ich śladem. Wśród owych dzielnych niewiast znalazła się również matka Emila Lesika, Ewa Lesik, która potem przez kolejne lata była organizacyjną duszą dorocznego religijnego przedsięwzięcia. Panie wyraźnie przebiły panów, ponieważ szły tak samo dwa dni do Częstochowy, ale z powrotem o dziwo nie liczyły na PKP czy PKS, wróciły pieszo, meldując Antoniczkowi wykonanie karkołomnego zadania. Kobiety rybnickie pokazały, że mają charakter. Następna ponć roku 1947 była już wymieszana.
Prze wiele lat jako bajtel byłem sąsiadem zza płotu pana Emila Lesika, a pojęcia zielonego nie miałem jak zasłużony to dla Rybnika człowiek, mimo iż jego starszy syn Stasiek Lesik był moim dobrym kolegą, który notabene uratował mi tonącemu życie, gdy miałem 15 lat (wykazał się absolutnym profesjonalizmem). Nikt się tym nie chwalił, nie afiszował, bo to by zaprzeczało samej idei pielgrzymowania dla sprawy Bogu miłej nade wszystko. Dodajmy, iż pierwsze ponci z Rybnika nie miały w składzie żadnego księdza (a jeśli się zdarzył, to anonimowo), nie było też krzyża na czele pochodu. Czasy stalinowskie – wiadomo. Dopiero od 1957 roku (XII RPP), za sprawą ks. proboszcza Sylwestra Durczoka (zmarł w 1975 roku, do końca wzbogacając organizację pielgrzymki o nowe elementy logistyczne) pojawiła się wreszcie informacja niedzielna z ambony, na czele poniesiono wreszcie krzyż, a także wyznaczono kapłana do posługi wiernym, choć nie zakładał jeszcze sutanny, by nie drażnić białego (czerwonego?) niedźwiedzia. Na początku lat 70. licha odwilż polityczna pozwoliła szerzej otworzyć się na kapłanów, zaczęto wtedy tworzyć grupy, ponieważ pątników z roku na rok przybywało.
Grał na gitarze i pięknie śpiewał
Po śmierci ks. Durczoka organizację na krótko przejął ks. prałat Alojzy Klon, a następnie ks. Stanisław Szeja, co trwało do roku 1982, kiedy to stery przejął niesamowicie charyzmatyczny wikary od „Antoniczka” ks. Stefan Nowok. Szedł z wszystkimi krok w krok, do każdego zagadał, opowiadał kawały, gdy trzeba spowiadał, modlił się, głosił Słowo, grał na gitarze i pięknie śpiewał. To ów kapłan powiedział, że dość już nieludzkiej męki – 50 km trasy pierwszego dnia – i odtąd Gliwice stały się miejscem pierwszego noclegu dla rybnickich pątników, tym samym od 1983 roku cała Pielgrzymka ruszała dzień wcześniej – w środę, nie w czwartek. Księdza Stefana po trzech latach kierowania RPP przeniesiono do Tychów, by tam rozsiewał ziarno zebrane w Rybniku. Tak oto ks. Stefan Nowok stał się inicjatorem i dotąd przewodzi pielgrzymce z ziemi tyskiej. Rybnikiem sterował odtąd ks. prałat Teodor Suchoń z kościoła św. Teresy od Dzieciątka Jezus z Chwałowic, a po nim „schedę” przejął założyciel nowej parafii na osiedlu Nowiny, ks. Henryk Jośko, pełniący rolę kierownika pielgrzymki aż do swojej niespodziewanej śmierci w 1996 roku. Słabego w chorobie przewodnika mocno wspierał ks. Zygmunt Klim, wikariusz z Chwałowic. On też niebawem objął samodzielne przewodnictwo RPP. Po tej owocnej „kadencji” (lata 1997–2003) pozostały najważniejsze pamiątki RPP, setki zdjęć i kronika spisana w formie książkowej. Przy opracowaniu tego tekstu pozwoliłem sobie skorzystać z jednego z dzieł ks. Zygmunta pt. „Historia Rybnickiej Pielgrzymki 1946–2000”. Inna sprawa, że wszystkie lata przewodnictwa ks. Klima (a także obecnego kierownika ks. Bernackiego, a bywałem i wcześniej) zaliczyłem jako pielgrzym, więc znam je z autopsji. Niestety nie zawsze czas i zdrowie pozwala.
Obecny kierownik pielgrzymki, ks. proboszcz Marek Bernacki, podejmując trud budowy nowego kościoła na obrzeżach Nowin, „wywalczył” dla tego kościoła szczytne wezwanie „Matki Boskiej Częstochowskiej” ogłaszając, że nowa świątynia stanie się wotum wdzięczności za dar pielgrzymki rybnickiej. Piękna inicjatywa. W nowej parafii powstanie centrum pielgrzymkowe, które de facto już funkcjonowało przy kościele św. Jadwigi, odkąd ta parafia na dobre powstała (w 1985 roku). Tu zasług śp. ks. prałata Henryka Jośki nie da się przecenić – są wiekopomne.
Każda pielgrzymka, a piesza szczególnie, jest wyrazem spontanicznej wiary ludzi w Boga. Pielgrzymka to ludzie, nie jest jednak domeną żadnej osoby czy też grupy dzierżącej władzę, nie jest własnością Kościoła, ani żadnego kapłana, choć bardzo ważne jest pasterzowanie duszom pątników w drodze. Zmieniają się ludzie, zmieniają się duszpasterze, również główni organizatorzy. Modyfikuje się trasę, robi się częstsze przerwy (choć oczywiście nikt nie przesadza z ułatwieniami), to nie jest bowiem bieg po rekordy, żaden maraton straceńców. Oprócz młodzieży chodzą osoby wiekowe i czasem nie całkiem zdrowe. Pewnych żelaznych reguł czy tradycji zmieniać się jednak nie powinno.
Warszawa zawsze szła od kościoła św. Anny (akademicka) i ta właściwa WPP z kościoła Ojców Paulinów pw. Ducha Świętego (to jest w ogóle absolutny fenomen 301 lat nieprzerwanej tradycji – i zawsze z tego samego miejsca), Kraków rusza od królewskiego Wawelu, a Gliwice od św. apostołów Piotra i Pawła, Rybnik do Matki Bożej Uśmiechniętej w Pszowie zawsze idzie od „starego kościoła” – nigdy inaczej. Dlaczego zmieniać to, co dla rybniczan wydaje się najważniejsze? Pielgrzymi rybniccy od początku zaczynali od „Antoniczka”, by dojść do Maryi. Jednocześnie nikt przecież nie broni grupie pochodzącej z Nowin, z nowej parafii pw. MBCz wyjść godzinę wcześniej, przejść przez całe miasto, by przy bazylice św. Antoniego stanąć w karnym szeregu, jak nakazuje latami uświęcona tradycja – i tak wyruszyć ku Maryi. Tak, jak robi do dziś heroiczna w swym trudzie grupa z Jastrzębia, której początek wiąże się z osobą ks. Jośko, który był uwielbionym wikariuszem jastrzębskich parafii, zanim trafił do Rybnika. Jastrzębska grupa od 1987 roku rusza dzień wcześniej, nocuje w Rybniku i tak wzbogaca dzieło RPP, nie nadgryzając jej fundamentu.
Broniąc praw św. Antoniego do pierwszeństwa w adorowaniu Rybnickiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę Zwycięstwa, wyrażam zdanie nie tylko swoje, ale również innych wieloletnich byłych i wciąż czynnych rybnickich pątników. Ośmielam się niniejszym prosić o pozostawienie kanonu rybnickiej ponci bez zmian.
Rybnicka pielgrzymka, największa na Górnym Śląsku, mocą stosownej decyzji arcybiskupa stała się pielgrzymką diecezjalną. Dla ludzi stąd na zawsze pozostanie… rybnicką, bo decyduje moment startu i trud pielgrzymi od początku aż do tego jedynego, niemałą ofiarą okupionego, spojrzenia w pełne powagi, ale i ufnej obietnicy oczy Królowej Apostołów oraz jej Syna.
Równie ważny jak moment startu dla Rybnickiej Pieszej Pielgrzymki jest jej coroczny powrót w otwarte ramiona św. Antoniego, patrona miasta. Dziękczynny pacierz wtedy odmówiony wieńczy dzieło i dokonuje się cud przemiany. Są na to liczne dowody.
Stefan Smołka