Będzie nowe śledztwo, czy nie?
Policja zakończyła przesłuchania, opinię wydał Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego. Teraz ruch ma prokurator.
LESZCZYNY. Sprawa przyszłości stawu wędkarskiego w Leszczynach jest już przesądzona. Zarząd Rodzinnych Ogrodów Działkowych „Pod Dębami” będący jego zarządcą kilka miesięcy temu już podjął decyzję, że w miejscu stawu zrobione zostanie oczko wodne. Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego nie stwierdził uchybień co do stanu technicznego studni będącej według wędkarzy przyczyną „rybiej masakry”.
Po pierwszym umorzeniu sprawy, wędkarze przy wsparciu powiatowego radnego Krzysztofa Klucznioka odwołali się od decyzji prokuratora, przesyłając organom ścigania informacje mogące pomóc w ustaleniu przyczyn tego zdarzenia. W efekcie prokurator rejonowy polecił policji przesłuchanie pięciu bezpośrednich świadków „rybiej masakry”. Kilka tygodni temu czerwionecka policja zakończyła przesłuchania pięciu wędkarzy i radnego Klucznioka. Materiały trafiły na biurko prokuratora. Ten w oparciu o nie podejmie decyzję, co dalej w sprawie. I to będzie najważniejsza dla wędkarzy decyzja – czy śledztwo w sprawie wytrucia pół tony ryb zostanie wznowione, czy też nie.
Studnia drożna i czysta
Na terenie ogrodów działkowych, na wizji lokalnej pojawili się też Powiatowi Inspektorzy Nadzoru Budowlanego przeprowadzając kontrolę doraźną oraz sprawdzając stan techniczny studni kanalizacji sanitarnej odprowadzającej ścieki z sąsiedniego osiedla. To z niej, według gospodarza stawu Henryka Kani w styczniu br. nastąpił wyciek fekaliów, które przedostały się do cieku wodnego a następnie do stawu powodując wytrucie ryb. W dniu przeprowadzenia kontroli przez PINB stan techniczny studni nie budził zastrzeżeń. Inspektorzy stwierdzili, że jest drożna i czysta. Również obecny na wizji syn właścicielki działki oznajmił, że w 2013 roku nie doszło tam do wycieku, przyznał jednak, że w latach poprzednich wycieki były. Biorący udział w kontroli dyrektor techniczny czerwioneckich wodociągów poinformował, że wydał polecenie nakazujące zwiększenie częstotliwości kontroli kanalizacji sanitarnej w tym miejscu. Wędkarze są zadowoleni z tego, że wreszcie po pół roku od momentu wyginięcia ryb śledczy ich wysłuchały. – Do tej pory policjanci zamiast faktycznych świadków przesłuchali prezesa ogrodów działkowych pana Szweda, który o niczym nie miał pojęcia, bo go na miejscu zdarzenia nie było – stwierdzają.
Prezes i gospodarz
Gospodarz stawu Henryk Kania jest jednak oburzony postępowaniem i zachowaniem prezesa ROD „Pod Dębami”. Podczas kontroli przeprowadzonej przez PINB Kania poinformował inspektorów, że prezes Szwed od razu został powiadomiony o wycieku, a dodatkowo dostarczono mu zdjęcia zrobione przez wędkarzy, dokumentujące wyciek. Tymczasem prezes Artur Szwed stwierdził, że o żadnych zdjęciach nic nie wie. Przyznał natomiast, że po otrzymaniu informacji o zatruciu ryb przeszedł się z Henrykiem Kanią wzdłuż cieku aż do studni, ale żadnego wycieku nie stwierdził. – W czasie wypływu fekaliów dwie osoby robiły zdjęcia, które daliśmy prezesowi Szwedowi i które u niego zniknęły. Poza tym prezes ROD wywierał presję na niektórych działkowiczach, by nie zeznawali przeciwko niemu – broni swoich racji Kania.
Zamiast stawu oczko
Źle się stało, że ryby padły. Przez lata staw wędkarski i jego otoczenie były zadbane dzięki wędkarzom i uczniom Zespołu Szkół Specjalnych w Leszczynach. – Cztery lata temu jako Koło Terenowe RAŚ Leszczyny, wspólnie ze starostwem powiatowym utworzyliśmy ścieżkę dydaktyczną „Wśród leszczyn i śladów Bartelta”, a staw jest jej istotnym elementem. Na jego brzegach znajdują się trzy tablice opisujące żyjącą tu faunę, w tym ryby oraz zwierzęta i rośliny z otoczenia stawu. Kilkakrotnie zorganizowaliśmy z wędkarzami sprzątanie przez dzieci połączone z nauką wędkowania, zabawami i grillowaniem. Prezes Szwed mówi o zakazie wędkowania i utworzeniu tylko oczka wodnego. To wylewanie dziecka z kąpielą. Kto wtedy będzie dbał o czystość i porządek wokół stawu? – mówi Krzysztof Kluczniok. I trudno nie przyznać mu racji, bo już teraz w okolicach stawu rośnie bujne trawsko z pokrzywami ograniczające możliwość przejścia. Coraz więcej pojawia się też tu smakoszy „wina marki wino” zaśmiecających teren. Obecność wędkujących ten proceder znacznie ograniczała. – Mam nadzieje, że sprawcy masowego śnięcia ryb zostaną ustaleni, szkody naprawione, a staw dalej będzie służył wędkarzom i spacerowiczom – stwierdza radny Kluczniok. Żałuje, że prawdopodobnie nie będzie tam już wędkowania. Jednak wędkarze już zapowiedzieli, że w przypadku takiego rozwoju sytuacji po pomoc wybiorą się do burmistrza.
(MS)