Znika ogródek przy ul. Św. Józefa!
DZIELNICA – Najpopularniejszy skwer na osiedlu zniszczony.
Miał kilkanaście lat i podziwiali go wszyscy. Ogródek przy ulicy Świętego Józefa prowadziła od samego początku pani Emilia Kościółek. Teraz ze wzruszeniem opowiada o początkach swojej pasji.
Ten mały skwer znali chyba wszyscy. Prócz licznych krzewów i kwiatów znajdowała się tam także mała wanienka, w której zadomowiły się lilie, nad całością górowały betonowe bociany w gnieździe, a cała kompozycja okraszona była ogromną ilością ciekawych dodatków. Teraz, ze względu na remont klatek przy bloku, ogródek z dnia na dzień marnieje i znika. – Połowy już nie ma, została tylko część – mówi pani Emilia. – Ja to zawsze powtarzałam, że kwiat potrzebuje słońca, wody i miłości. I dlatego tak się potem odwdzięcza, gdy kwitnie – dodaje.
Zaczęło się od jednej sadzonki
Historia wydaje się banalna, jak każda opowieść o zainteresowaniu, które przerodziło się w życiową pasję. – Wychowałam się na wsi i zawsze kochałam przyrodę, kochałam kwiaty. Uwielbiałam sadzić i zawsze marzyłam o własnym domu i ogrodzie – wspomina pani Emilia. – Tutaj zaczęło się od jednej sadzonki. Tak, po prostu, żeby rosła. Potem druga, trzecia i nagle pojawiło ich się więcej. Mąż wyprosił w spółdzielni płotek, żeby ogrodzić ten mały skwer. Bardzo chętnie nas wspomogli. I tak pojawił się teren na moją pasję – mówi amatorka ogrodnictwa.
Niewiele czasu minęło, a z kilku sadzonek powstał prawdziwy ogród. – Nie pamiętam już, ile się zajmowałam tym ogrodem. Od 11 lat otrzymywałam dyplomy z konkursów, ale jeszcze lata wcześniej już go uprawiałam – przyznaje Emilia Kościółek. – Mąż stworzył bociany, odlał ozdobny cokół, a ja sadziłam, podlewała, podcinała, dbałam po prostu – mówi z łzami w oczach. – A teraz, kiedy się na to patrzy, to aż się nie chce wierzyć, że trzeba to było zniszczyć – dodaje.
Bociany do rozbiórki
Ten moment, jak wspomina, był najtrudniejszy. – Z początku robiłam to ze złością, byłam wściekła, chciałam to rozsadzić, ale z żalu. Przespałam się z tym jednak i postanowiłam moje rośliny rozdać, by dalej kwitły. Mąż jak mnie widział, że muszę to wszystko zrobić, też się wzruszył i też ze złości i żalu zburzył te bociany – mówi pani Emilia. – I wtedy powiedziałam sobie „nie, już dość, niech teraz inni się tym zajmują, ja swoje przeżyłam”. Ale znów się z tym przespałam... – dodaje.
Okazało się, że – po pierwsze – nie ma kto przejąć pałeczki, a – po drugie – pasja w pani Emilii nie umarła wraz z ogródkiem. – Już mam inną koncepcję, inne rośliny mam na oku. Bardzo mi żal tego ogródka, bo ile czasu i pieniędzy mnie kosztował. A dawał dużo radości, wszystkim wokoło – mówi.
Tam, gdzie ten ogródek
Ogródek faktycznie był popularny, a gdy mówi się w dzielnicy, że coś jest albo dzieje się „na świętego Józefa”, to przeważnie słyszy się odpowiedź „Tam, gdzie ten ogródek?”. – Nawet ksiądz kiedyś, nowy wikary, dawał sąsiadowi ślub. I pytał w wywiadzie wcześniej, gdzie mieszka. Ten odpowiada, że na świętego Józefa, a ksiądz skojarzył z moim ogródkiem – mówi z uśmiechem pani Emilia.
Pasję doceniali także sąsiedzi, spółdzielnia i dzielnica. Ogródek pani Emilii był wielokrotnie wyróżniany i nagradzany w różnych konkursach. – Ogródek pani Kościółek zna każdy. Dlatego tak nam przykro wszystkim, że już go tam nie będzie – mówi Maria Polanecka-Nabagło z zarządu dzielnicy. Pani Emilia widzi też pozytywy i już zaczyna obmyślać nową koncepcję ogrodu. – Fakt, że ten remont klatek był konieczny, może pojawią się podjazdy dla niepełnosprawnych. A dzięki temu mogę stworzyć nowy, inny ogród. Wizję już mam – kończy właścicielka sławnego ogrodu.
(mark)