Lekarka wezwała policję zamiast zbadać pacjentów
Kiedy pani Małgorzata z córką i mężem jechali do przychodni po pomoc, jeszcze nie wiedzieli, że zostaną potraktowani jak bandyci czy najgorsi pijacy. Wszystko za sprawą lekarki, która zamiast wykonywać swoją pracę, wolała wezwać do pacjentów policję. Całe zajście rozegrało się w przychodni świadczącej nocną opiekę medyczną przy ul. Byłych Więźniów Politycznych w Rybniku.
Był piątek, 13 września. Bohaterowie tej historii jeszcze nie wiedzieli, że będzie to dla nich dzień pechowy. – To lekarze i przychodnie są dla nas, a nie my dla nich. Gdyby więcej osób domagało się bardziej rzetelnego wykonywania zawodu, prawdopodobnie nie dochodziłoby do takich sytuacji. Dlatego postanowiłam sprawę nagłośnić – rozpoczyna rozmowę pani Małgorzata, jeszcze teraz roztrzęsiona całą sytuacją. – Córka i mąż mieli w piątek wieczorem ponad 39 stopni gorączki. Spakowałam ich do samochodu. Córka doszła sama do samochodu, mężowi już trzeba było pomóc, bo nie mógł ustać na nogach. W takim stanie dawno go nie widziałam. Pojechałam najpierw na ulicę Mikołowską, bo zawsze tam był nocny dyżur. Niestety, zastałam zamknięte drzwi i nie zauważyłam żadnej informacji o przeniesieniu dyżuru. Zadzwoniłam na pogotowie i otrzymałam informację, że mam udać się do przychodni na Byłych Więźniów Politycznych. Pojechaliśmy i akurat nie było żadnych pacjentów, jednak kazano nam czekać. Kiedy po chwili spytałam dlaczego czekamy, pielęgniarka powiedziała, że pani doktor udziela informacji telefonicznych. Wtedy otworzyły się drzwi i lekarka, bez fartucha czy rękawiczek, zaprosiła do gabinetu. Weszli tam mąż i córka, a ja poczekałam na korytarzu. Nie minęły chyba nawet dwie minuty i wyszli z gabinetu z wypisanymi receptami. Byłam zdziwiona, że tak szybko zostali zbadani, ale gdy zapytałam męża, okazało się, że pani doktor tylko zajrzała do gardła i już wiedziała, że to angina. Nawet nie osłuchała pacjentów – relacjonuje pani Małgorzata.
Wezwała policję
– Kiedy to usłyszałam, od razu skierowałam się z powrotem i poprosiłam, aby lekarka ich osłuchała. Stwierdziła, że wie co ma robić i nie chciała wykonać tak podstawowej czynności. W końcu stanowczo zażądałam, aby osłuchała mojego męża Andrzeja i córkę Nikolę, a wtedy lekarka wpadła w furię i zadzwoniła po policję. To już przeszło wszelkie granice. Jak można wezwać policję tylko dlatego, że pacjent domaga się zbadania? – pyta pani Małgorzata. Policja faktycznie przyjechała na miejsce, jednak nie stwierdzono znamion przestępstwa czy wykroczenia, co potwierdza rzeczniczka KMP Rybnik. – Kiedy policjanci przyjechali na miejsce do przychodni, to był tam spokój, nie było awantury. Lekarka była w swoim gabinecie, a rodzice z 12-letnim dzieckiem na korytarzu. Rodzice zarzucali lekarce, że niefachowo zajęła się dzieckiem, bo zbyt krótko badała dziewczynkę. Lekarka z kolei stwierdziła, że została znieważona i nie podobał jej się sposób, w jaki rodzice ją potraktowali. Policjanci pouczyli rodziców, że mogą dochodzić swoich praw na drodze cywilnej – informuje nadkom. Aleksandra Nowara z KMP Rybnik.
Jak święte krowy
Jak stwierdza w rozmowie z Tygodnikiem pani Małgorzata, po tym zdarzeniu w rozmowach ze znajomymi, często poruszała temat tej przychodni. – Dowiedziałam się o podobnych przypadkach, także jeszcze bardziej bulwersujących niż nasz. Uważam, że w każdym takim przypadku nie powinniśmy siedzieć cicho i pozostać obojętnym. Gdyby wszystkie takie sytuacje były nagłaśniane przez media, lekarze nie czuliby się jak święte krowy. To oni przecież wybrali dla siebie taką, a nie inną służbę. Nie przyjmują pacjentów za karę, tylko z własnego wyboru – podsumowuje pani Małgorzata, pokazując film, który udało jej się nagrać w przychodni. Widać na nim m.in. lekarkę bez fartucha. Niestety nie udało nam się skontaktować z lekarką. Udało nam się co prawda dodzwonić do lekarze, w tejże przychodni, podczas nocnego dyżuru. Osoba, z którą rozmawialiśmy nie chciała się jednak przedstawić, ani wypowiadać.
Potrzebne zmiany w edukacji
– Ten przypadek to objaw codziennego chamstwa, które również np. możemy zastać w urzędach. Nie można mówić tu o jakimś błędzie lekarskim, ale o zwykłym chamstwie. Natomiast lekarze nauczyli się, że to oni są dysponentami wiedzy tajemnej i nikt nie może ich poprawiać. Myślę, że w ogóle należy tutaj koniecznie mówić o tym, że potrzebna jest reforma w szkolnictwie. Podstawowa wiedza medyczna już powinna być nauczana w szkołach średnich, aby nie było tak kolosalnej przepaści w wiedzy obywatela po liceum i lekarza po studiach medycznych. Wtedy nie byłoby takiego traktowania pacjenta i siedmioletnich studiów medycznych, co jest powodem narzekania lekarzy. W Polsce nie ma także odpowiednich procedur, tzn. jeśli lekarka po obejrzeniu gardła uznała, że to jest angina, to nie ma podstaw, by to zakwestionować – informuje Adam Sandauer, honorowy przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere z Warszawy.
Szymon Kamczyk
Imiona rodziny uczestniczącej w zdarzeniu zostały zmienione na potrzeby artykułu.
NASZYM ZDANIEM:
Niestety, pomimo prób kontaktu z przychodnią i samą lekarką, której dotyczyła sprawa nie udało mi się zebrać odpowiedniego, a raczej żadnego komentarza. Faktem jest, że podczas rozmowy telefonicznej, lekarka pełniąca dyżur uporczywie nie chciała się przedstawić, co było dla mnie dość dziwne. Stąd moje przypuszczenie, że faktycznie rozmawiałem z samą zainteresowaną. Dziwi sytuacja, kiedy lekarz nie chce podać swoich personaliów, pełniąc publiczną funkcję, tzn. za publiczne pieniądze. Oczywiście również, podobnie jak w administracji publicznej, w przychodniach nikt nie jest upoważniony do udzielania mediom informacji, a kierownika jakoś zawsze w takich sytuacjach nie ma. Zdarzenie, do którego doszło w przychodni to tylko kropla w morzu lekarskiej pychy, ale nie możemy przejść obok niego obojętnie. W końcu lekarz pełni służbę dla pacjenta, nie odwrotnie.