Nie wszystko według oczekiwań
ŚWIERKLANY. Remont ulicy Wodzisławskiej przeszedł już w zaawansowane stadium, co zaczęło wiązać się z całkowitym zamknięciem drogi. M.in. o to, czy wszystko idzie zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców, zapytaliśmy Tomasza Pieczka, radnego i inicjatora wcześniejszej blokady drogi.
Szymon Kamczyk. Ile razy mieszkańcy Wodzisławskiej wyszli na ulicę w ramach protestu?
Tomasz Pieczka. Odbyło się w sumie siedem protestów. Zaczęło się od tego, że poszedłem porozmawiać z mieszkańcami. Zgodzili się na propozycję blokady. Sam oczywiście nic bym nie wskórał, a tak dzięki wytrwałości i determinacji mieszkańców udało się niejako wymusić remont. Gdybyśmy zrezygnowali po dwóch lub trzech razach, to dzisiaj droga byłaby co najwyżej sfrezowana, a oszczędności ZDW po przetargach na pewno rozeszłyby się, ale nie w kierunku Świerklan.
Zdarzały się wam sprzeczki z kierowcami?
Podczas protestów ludziom puszczają nerwy. Wiadomo, że kierowcy także albo byli w pracy, albo z pracy wracali. Opierało się to na wzajemnym zrozumieniu, bo oni również nie chcą jeździć po takiej drodze. Protestowaliśmy w słusznej sprawie. Podczas jednej blokady doszło do sprzeczki, ale na szczęście nie doszło do rękoczynów. Większość kierowców rozumiało nasze działania, bo droga była w opłakanym stanie. Ważne, że całe to zamieszanie dało efekty. Kiedy ogłosiliśmy, że za dwa tygodnie znowu będziemy protestować, to ci, którzy mogli, przychodzili. Zawsze każdy dom z Wodzisławskiej miał co najmniej jednego reprezentanta. Podczas największej frekwencji protestowało blisko 60 osób, a stale ok. 30.
W każdym proteście uczestniczyła policja?
Tak, każdy z protestów był zabezpieczany przez funkcjonariuszy, choć zaobserwowaliśmy, że już przy tych ostatnich nie bardzo podobało im się przyjeżdżanie do Świerklan. Później nawet starali się utrudniać. Dziwię się, że skoro przez pierwsze cztery protesty mogliśmy przez półtorej godziny spacerować po pasach i nikt nie miał zastrzeżeń, to dlaczego nagle przy piątym proteście policjanci uznali, że nie możemy? Wydaje mi się, że tak było dlatego, aby nas po prostu zniechęcić. Mieszkańcy jednak się nie poddali i doszliśmy w końcu do porozumienia z policją.
Czy, jako mieszkańcom ul. Wodzisławskiej, zamknięcie drogi na czas remontu stało się dużą uciążliwością?
Pojawiały się różne informacje na temat zamknięcia. Raz słyszeliśmy, że droga będzie połowicznie zamknięta, raz, że całkowicie. Nikt do końca nie wiedział. Kiedy już pojawiła się ekipa, wiedzieliśmy, że bez całkowitego zamknięcia się nie obejdzie. Na pewno każdemu dało się to we znaki, szczególnie firmom i zakładom położonym przy Wodzisławskiej. One na pewno bardziej ucierpiały niż zwykli mieszkańcy, bo nie mogli się do nich dostać klienci. Chcieliśmy protestów, chcieliśmy remontu, więc liczymy się z tym, że muszą być utrudnienia. Wiem, że nie byłoby możliwości zamknięcia tylko jednego pasa, bo ciężki sprzęt nawet nie miałby możliwości pracy. Przeżyjemy to i będziemy mieć świetną drogę. Mamy nadzieję, że według zapowiedzi na wiosnę przyszłego roku zostanie oddany most w Mszanie i po Wodzisławskiej nie będzie już jeździć tyle ciężarówek.
Czy remont przebiega po waszej myśli?
Remont idzie bardzo sprawnie, firma bardzo dobrze się spisuje. W porównaniu do firmy remontującej ul. Aleja, firma odpowiedzialna za remont Wodzisławskiej jest bardzo solidna. Teraz już układana jest nawierzchnia i według naszych informacji, droga ma być gotowa 5 listopada. Pogoda dopisuje, więc praca idzie pełną parą. Nie jesteśmy jednak zadowoleni z braku chodnika w stronę Marklowic. O to również walczyliśmy podczas protestów, jednak nie zostało to uwzględnione w projekcie remontu. Wielokrotnie zwracałem na to uwagę, także w różnego rodzaju pismach. Nie wiem, czy zawiniły władze gminy czy województwa, ale brak tego chodnika to duży minus. Obecnie na ostrym zakręcie nie ma żądnego chodnika, co stwarza wysokie niebezpieczeństwo dla pieszych. Zapewne chodnik będzie robiony w przyszłym roku, jednak uważam, że można było zrobić to za jednym zamachem, a nie dwukrotnie narażać drogę na uciążliwości, czy wręcz zamknięcie. Drugą sprawą, którą również poruszaliśmy, są zatoczki autobusowe. Choć są możliwości, aby je wykonać, nie zostały uwzględnione w projekcie. Następna sprawa to również poszerzenie nawierzchni na skrzyżowaniu Wodzisławskiej w 3 Maja. Wielokrotnie poruszałem tę kwestię. Chodziło o to, aby poszerzyć o ok. 70 cm drogę obok piekarni, aby można było wyminąć z prawej strony tira skręcającego na ul. 3 Maja. To poskutkowałoby zmniejszeniem korków, bo jest tam miejsce, aby poszerzyć ten pas. Te trzy rzeczy nie zostały uwzględnione. Któreś władze to zaniedbały. Teraz w każdym razie czekamy na otwarcie drogi. To już i tak duży krok do przodu.