Polowanie na pedofilów
„Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu lepiej byłoby kamień młyński uwiązać u szyi i wrzucić go w morze.” (Mr 9.42) To ostrzeżenie ewangeliczne zna każdy chrześcijanin oczywiście i ksiądz.
Zasiadają naprzeciw siebie: dziennikarz TVP i abp Kozera. Rozmawiają o pedofilii, o pewnym księdzu, który, lat temu 12, miał molestować dziecko. Sąd pierwszej instancji orzekł winę, ale jest odwołanie, więc wyrok nieprawomocny. Wg abpa Hozera ksiądz pozostał, bo nie można skrzywdzić kogoś, kto może okazać się niewinnym. Ale nie, dla dziennikarza sprawa jest jasna, abp nie reagował, bo chce sprawę ukryć, zamieść pod dywan, nie ukarał, nie przeprosił... Żadne tłumaczenie nie pomaga: że chodzi także o dobro dziecka – ofiary...
Od dawna trwali na czatach. Bo pedofilów wykryto w USA, wywęszono w Niemczech, upolowano w Irlandii, a w Polsce ich nie ma? Czy Polska to gorszy kraj? Mamy u nas gejów, mamy transseksualistów, muszą więc być i pedofile. Ci naturalnie ukrywają się w kościołach... trwała pogoń na internetcie.
Raz już mieli jednego księdza, ale był od siedmiu lat suspendowany, odpada.... Wreszcie mamy, i to biskupa. To nic, że nie mieszka w Polsce, ale ma nazwisko na „ski”. Wreszcie mamy swoich rodzimych w kraju, na razie są dwaj w Warszawie, ale przyjdzie kolej na inne miasta, bo wszyscy księża są skrzywieni przez celibat i mają dewiacje.
– Mamo, co to jest pedofil?
– To taki ksiądz, co głaszcze dzieci po główce i daje im cukierki.
– Mamo, mnie też ksiądz pogłaskał i dał lizaka.
– Co? Nasz ksiądz też? Nie wyglądał mi na takiego.
Ustało przytulanie płaczącego dziecka na religii, nie można ocierać łez, nie można wyrzec ciepłych słów, nie można rozmawiać na osobności. Obowiązuje zimny wychów. Bo monitory czuwają, a aparat fotograficzny nosi każdy ze sobą, pstryk i jest dowód.
Kiedy trwała nagonka na Zachodzie, słucham komentarze w TVP: „Przypuszcza się, że pedofilia dotyczy 2% duchownych”. Następny komentator(ka) podwyższa stawkę „...przypuszczalnie dotyczy to ok 20% księży...” Hm... czyli co piąty. Robię przegląd znajomych księży: więc co piąty jest przestępcą, którzy to są... Ale nie znam ani jednego o tej skłonności... W Raciborzu jest księży 30, w całości znam ich ok. 200, a nikt mi jeszcze nigdy nie podpadł. Tak się maskują!...
Naprawdę problem dotyczy 1,3 promila, czyli przeciętnie trzech księży na 2.000. Mimo surowej selekcji, już przy przyjęciu do seminarium, a potem w czasie pobytu w nim, zdarza się, że przejdą przez sito osobowości chorobliwe, albo też później nie oprą się wszechobecnej propagandzie seksu.
Dalsze pytania do bpa Hozera: „Czy Kościół zadośćuczyni?’
„Tak – odpowiada biskup – wszelka terapeutyczna pomoc będzie użyczona”. Ale nie o taką pomoc chodzi, chodzi o pieniądze, przecież Kościół ma, niech sprzedają księża maybachy i wille...
W USA najczęściej chodziło o kasę. Mimo, że aż 90% oskarżeń o pedofilię okazało się po weryfikacji nieprawdziwych (na mniej więcej 4.000 oskarżeń wydano, po weryfikacji, tylko ok. 400 wyroków), to milionowe odszkodowania doprowadziły do ruiny niektóre parafie i diecezje. Ofiary otrzymały jednak z tego tylko małą część, resztę zagarnęli prawnicy.
Trochę się znam na manipulacjach, bo w czasach PRL o mało nie zostałem wciągnięty w jej sidła.
Będąc wikarym w kościele św. Mikołaja w latach sześćdziesiątych dostałem pewnego dnia wezwanie, by stawić się na milicji, dokładnie na II piętro.
– Niech ksiądz uważa, na II piętrze siedzą uzbecy! – ostrzegał proboszcz. Był to czas werbowania do współpracy – czytaj inwigilacji – więc postanowiłem być czujny. W oznaczonym dniu zadzwoniłem do okratowanych drzwi komendy, wtedy jeszcze na placu Wolności, i pokazałem wezwanie.
– II piętro – rzucił dyżurny milicjant wskazując schody. Jednak się pomyliłem i zapukałem do drzwi o jedno piętro niżej.
– Proszę! – usłyszałem. Pokazałem znów wezwanie milicjantowi za odrapanym biurkiem.
– To u tamtych na górze – mruknął. Tam przywitał mnie cywil bez munduru i bardziej serdecznie. Gabinet też był inny, były firanki, lepsze meble.
– Witam księdza! Może herbata? Pamiętałem o czujności i odmówiłem. Było ich dwóch. Jeden siedział w rogu przy drzwiach, widocznie uczeń na lekcji przesłuchań, drugi prowadził rozmowę.
– Czy ksiądz widział tego pieska? – pokazał mi pluszową maskotkę.
– Nie wiem… może gdzieś widziałem – odpowiedziałem niepewnie.
– Czy należał może do księdza A.? Mojego współbrata w kapłaństwie, również wikarego na Starej Wsi.
– Możliwie, on lubi maskotki – miałem przed oczami jego pokój zastawiony nimi.
– Czy ksiądz A. spotykał się z dziećmi? – zmienił temat.
– Uczy religii, a więc codziennie.
– Ale prywatnie, poza salką?
– Widziałem go na placu kościelnym z dziećmi z Domu Dziecka – przyznałem.
– Czy mogły wejść do jego mieszkania? Czy ksiądz może coś zauważył? Ku mojemu zdziwieniu rozwinął przede mną plan z rozkładem pokoi na naszej plebanii. „Ksiądz A. mieszka tu, a ksiądz?” Pokazałem. Domyśliłem się, że dzieci są podejrzane o kradzież pieska.
– Więc ksiądz nie widział dzieci w jego pokoju?
– Nie widziałem.
– No, to dziękujemy – podał rękę na pożegnanie.
– Byłoby mi przykro, jeśliby moje zeznania miały obciążyć dzieciaczki – dodałem na odchodnym.
– Nie jesteśmy tacy straszni. – uśmiechnął się.
W drodze powrotnej łamałem sobie głowę pytaniem: dlaczego tyle zachodu o pluszowego pieska? Dlaczego nie wzywano księdza A.?
Nagle przyszło na mnie oświecenie: to nie dzieci były oskarżane, ale dla księdza A. chciano sfabrykować zarzut, że wabi dzieci do siebie! Jaki ja naiwny! Chciałem być czujnym, a tak się dałem zwieść.
Lojalnie opowiedziałem jemu i proboszczowi o całym spotkaniu. Ksiądz A. przyznał, że są próby szantażowania go.
Sprawy jednak nie było, widocznie poszlaki afery były zbyt cienko przędzone.
ks. Jan Szywalski