Kryzys w wychowaniu fizycznym dzieci
Ministerstwo sportu walczy z wciąż wzrastającym problemem. W sieci pojawiły się spoty, zachęcające rodziców do posyłania dzieci na lekcje WF. Okazuje się, że zwolnienia z zajęć są coraz częstsze.
Nowa kampania
„Stop zwolnieniom z WF–u!” – taki tytuł nosi nowa kampania promocyjna Ministerstwa Sportu i Turystyki. W ten sposób resort chce zachęcić rodziców do posyłania swych pociech na zajęcia sportowe w szkołach. Jak informuje Kuratorium Oświaty w Katowicach, w styczniu tego roku w województwie śląskim stałe zwolnienie z zajęć wf–u miało 17 950 uczniów, czyli 3,7 procent dzieci. Trudno ocenić, czy to liczba spora, nie brane są jednak pod uwagę zwolnienia jednostkowe, a to ona – zdaniem wielu pedagogów – są najczęstsze. – Choć niewiele szkół się do tego przyznaje, nawet na naszych studiach jest to jeden z podstawowych tematów – mówi Filip, student wychowania fizycznego w Raciborzu. – Problem wciąż narasta i pedagodzy szkolni oraz nauczyciele WF–u muszą zacząć z nim walczyć. Nie jednak wśród dzieci, ale rodziców – dodaje.
Obawy i wnioski studenta potwierdza jeden z rybnickich wuefistów. – Problem jest spory, bo choć stałych zwolnień jest rzeczywiście niewiele, a w znakomitej większości są one uzasadnione, rodzice bardzo nierozważnie traktuję jednostkowe zwolnienia. A te – u tych samych uczniów, pojawiają się nawet kilkanaście razy w roku szkolnym. Zajęć z wf–u nie jest wcale tak dużo w tygodniu, a brak ruchu u dziecka grozi sporymi problemami w przyszłości – tłumaczy nauczyciel wf–u jednego z rybnickich zespołów szkół.
Nadwaga wśród najmłodszych
O zdanie w tej sprawie zapytaliśmy Arkadiusza Skowrona, dyrektora centrum „Bushido” w Rybniku, który już w zeszłym roku wydał wojnę nadwadze wśród najmłodszych. – Próbujemy robić to od września zeszłego roku. Wtedy na zajęcia zapisało się kilkadziesiąt młodych ludzi, a efekty były bardzo obiecujące. Były to zajęcia darmowe, a rodzice sami twierdzili, że ich dziecko zachowuje się inaczej, zaczyna o siebie dbać, jest bardziej pewne siebie – mówi dyrektor „Bushido”. Program polegał na zajęciach fizycznych, ale także spotkaniach profilaktycznych z ekspertami. Dziecko i rodzic otrzymywali więc kompleksową wiedzę na temat nie tylko zwalczania nadwagi, ale także – a może przede wszystkim – walki z niezdrowymi przyzwyczajeniami. – Nie oszukujmy się, dzisiaj w programie lekcyjnym mamy dwie godziny zajęć wf–u, plus jedną jako zajęcia dodatkowe, które raczej przeznaczone są dla bardziej utalentowanych sportowców. A przecież walczyć musimy o tych właśnie, którzy ruszać się nie chcą, nie mają ochoty lub okazji – komentuje Skowron.
Problem, zdaniem dyrektora „Bushido”, nie leży w samych tylko dzieciach, które spędzanie czasu z pecetem stawiają nad grę w piłkę czy bieganie. Potrzeba kompleksowej edukacji rodziców, gdyż to ich wpływ będzie dla dziecka najważniejszym bodźcem. – Prawda jest taka, że dziecko z nadwagą będzie miało w szkole problemy. Nie tylko będzie wytykane w jakimś aspekcie, ale sam fakt takiej, a nie innej kondycji fizycznej będzie go zniechęcał do brania udziału w lekcjach wf–u. Taki uczeń jest niestety napiętnowany w pewien sposób, czasem odbywa się to tak, że pewnych rzeczy nie jest w stanie zrobić, czasem wybiera się go do drużyny jako ostatniego, ale wszystko to potem skutkuje niską samooceną i małą pewnością siebie – mówi Skowron. Jak przyznaje, po zajęciach w „Bushido”, dzieciaki odżyły. – Na początku było cicho i spokojnie, jednak ta młodzież w końcu zrozumiała, że są w tej samej sytuacji, że nie ma lepszych i gorszych, poczuli się pewnie i zaczęli żyć. Mieliśmy spore problemy, żeby utrzymać porządek na zajęciach, bo dzieciaki szalały, bawiły się, były pełne energii. Tego właśnie potrzeba na zajęciach wf–u – tłumaczy Arkadiusz Skowron.
WF spychany w kąt
Sytuacja nie zmieni się jednak, jeśli nie zmieni się nasze podejście do zajęć z wychowania fizycznego. Niegdyś najważniejsza lekcja dla każdego ucznia, czas rozluźnienia, wyżycia się, wyrzucenia z siebie nadmiaru energii, dzisiaj przeżywa kryzys, jest spychana w kąt, a poprzez małą wagę oceny z tego przedmiotu jest uważana za mało istotną. – Nie o ocenę tutaj chodzi! – apeluje nauczyciel wf–u. – Próbujemy przekazywać rodzicom, że to, ile dziecko spędzi czasu na boisku, na bieżni, czy w jakiejkolwiek formie ruchu, będzie procentowało. Niestety, z coraz gorszym skutkiem, dlatego tym bardziej cieszy nas inicjatywa ministerstwa. Dzieciakom trzeba pokazać, że sport może być stylem życia, że może też być pomysłem na karierę – dodaje wuefista.
Warto odnotowania jest fakt, że w Rybniku od lat organizowane są tzw. „Spotkania z olimpijczykiem”, podczas których młodzież szkolna poznaje ludzi, którzy ze sportu uczynili swoją filozofię, a dzięki niemu zyskali sławę i uznanie. Spoty ministerstwa prezentują znanych polskich sportowców, którzy dzielą się doświadczeniami z początków swojej kariery. Wniosek – wuefistów, ekspertów i urzędników – jest jeden: jeśli chcemy w przyszłości wciąż oglądać na mistrzostwach i olimpiadach polską flagę, musimy zacząć inwestować w sport młodzieżowy. Ta droga zaczyna się jednak zawsze na boisku szkolnym.
(mark)