Jedna sikawka na cztery wsie
LESZCZYNY. Z kart historii OSP Leszczyny cz. 1.
Prezentujemy pierwszą część strażackiego cyklu historycznego. Dzieje pożarnictwa w miejscowości zachowane zostały w dokumentach i sprzęcie, które swoje miejsce znalazły w pokoju pamięci w miejscowej remizie. Swoją wiedzą o przeszłości podzielił się z nami prezes OSP Leszczyny Edward Ostroch.
Nasza straż powstała w 1909 roku. Wiadomo jednak, że nie była to u nas pierwsza straż, bo wcześniej istniał Związek Sikawkowy, zrzeszający oprócz Leszczyn m.in. gminy Przegędza, Czuchów i Kamień. Do tego dochodziły majątki ziemskie. Związek to nie była straż pożarna. Był jedynie zobowiązany do zakupienia i utrzymania sikawki, która służyła w razie pożaru we wszystkich miejscowościach wchodzących w skład tej grupy. Nietrudno sobie wyobrazić ile czasu potrzebowali ludzie, aby dotrzeć z sikawką do pożaru. Prawdopodobnie za każdym razem byli spóźnieni, a samo alarmowanie odbywało się za pomocą dzwonów. Być może dlatego w 1907 roku przyszło zarządzenie, aby w miejscowościach powyżej 1000 mieszkańców organizować ochotnicze straże pożarne. Stąd niektóre jednostki na naszym terenie powstały w tym roku. Wcześniej, w 1904 roku powstała OSP w Czerwionce, natomiast samo zarządzenie później było wprowadzane niechętnie, przez co władze stosowały nacisk na przewodniczących gmin. W 1908 r. na terenie całego Powiatu Rybnickiego, który wówczas sięgał aż pod czeską granicę, było zaledwie 10 jednostek, w tym dwie miejskie – w Rybniku i Żorach. W 1909 roku powstało więcej jednostek. Nasza również powstała w tym roku, dokładnie 16 maja, choć wszystkie jubileusze obchodzimy w lipcu. Głównym celem było przejęcie sprzętu ze Związku Sikawkowego. U nas sikawka ulokowana była w dworze. Tam była kuźnia i przy kuźni w szopie stała sikawka oraz inne narzędzia do gaszenia pożarów, jak bosaki, wiadra i drabiny. Sprzętem tym opiekował się kowal z dworu. W razie potrzeby dzwony informowały o pożarze i strażacy zbiegali się i gasili. Poza strażakami istniała jeszcze cywilna obrona pożarowa, według starego systemu. W co trzecim domu musiała znajdować się beczka z wodą, drabina i bosaki. Przed powołaniem jednostki domy były kryte strzechą, więc w większości przypadków podczas pożaru nikt nie zajmował się płonącym domostwem, ale chronił własne. Konie do sikawki dostarczał zawsze dwór, jedna para koni zawsze była w pogotowiu. Z czasem wybudowana została u nas remiza. Działalność naszej jednostki ograniczała się w zasadzie tylko do pożarów.
Notował: (ska)