Jan Olbrycht: to co się dzieje w Europie, zależy od wyborców
Z europarlamentarzystą, który jak sam mówi pół życia spędził w Rybniku a drugie pół w Cieszynie rozmawiamy m.in. o tym, jak być świadomym wyborcą.
Marek Pietras: W przyszłym roku czekają nas wybory do Parlamentu Europejskiego. Czym powinien się kierować wyborca, stawiając krzyżyk przy kandydacie?
Jan Olbrycht: Wybory do PE mają charakter polityczny i partyjny. Co oznacza, że wyborca musi sobie odpowiedzieć na pytania – jakie ma, on sam, poglądy. Czy wg niego Unia Europejska to coś, w co warto inwestować, rozszerzać czy wręcz przeciwnie. Później wg tego klucza musi znaleźć odpowiednią partię. Jeżeli jest za UE to ma do dyspozycji m.in. PO, PSL ale również SLD. Jeżeli jest przeciwny, to może wybrać kandydata z partii eurosceptycznej, jaką jest np. PiS. Kolejnym krokiem jest sprawdzenie, która partia jest mi najbliższa jeżeli chodzi o aspekty m.in. gospodarcze, społeczne czy etyczne. Kiedy już zdecyduje się na odpowiednią partię, muszę znaleźć kandydata, któremu ufam. Uważam, że powinien to być ktoś, kto potrafi się obracać w świecie polityki zagranicznej, ktoś kto zna języki obce, ma łatwość nawiązywania kontaktów. To, że ktoś ma dużo chęci, aby zostać europosłem, to za mało. Ja wiem, że wyborcy nie znają wszystkich kandydatów. Dlatego warto pójść na spotkanie, dowiedzieć się, kim są osoby, które będą nas reprezentować w PE. Pamiętajmy, że to co się dzieje w Europie, zależy od wyborców. Uważam, że właśnie tak jest. Dlatego każdy powinien oddać swój głos, a wcześniej warto zadać sobie trochę trudu, żeby znaleźć odpowiedniego kandydata.
Jest pan już sporo lat w Brukseli. Co wg pana warto byłoby zaadaptować stąd do polityki w Polsce?
Takich rzeczy jest bardzo dużo. Głównie jeżeli chodzi o rozwiązania organizacyjne. Trzeba bardzo mocno dbać o jakość pracy. Radnych, posłów itd. Ludzie, którzy idą do pracy w samorządzie czy pracują w strukturach parlamentarnych, muszą mieć poczucie, że jest to praca na cały etat. Muszą mieć miejsce, gdzie w przyzwoitych warunkach będą wykonywać swoje obowiązki, gdzie mogą rozmawiać z ludźmi. Tego nie można robić na korytarzu. Musza mieć również odpowiednich współpracowników. Ważne są również sprawy bytowe. Ja wiem, że to jest bardzo niepopularne w Polsce. Ale jeżeli chcemy, aby do polityki przychodzili dobrze wykształceni ludzie, którzy będą to traktować poważnie, to oni muszą być odpowiednio wynagradzani. Nawet już na poziomie lokalnym. Jeżeli do pracy na rzecz miasta przychodzi prawnik czy lekarz, to musi on zrezygnować ze swoich zajęć i wtedy traci zarobek. Moim zdaniem powinien mieć to zrekompensowane. To samo dotyczy posłów. Jeżeli oni mają wykonywać swoją pracę porządnie i z korzyścią dla nas, to muszą być odpowiednio opłacani. Oczywiście za tym muszą iść pewne konsekwencję. Jeżeli się kogoś dobrze opłaca, to trzeba od niego dużo więcej wymagać.
Z jednej strony panuje opinia, że do Brukseli przyjeżdża się na „zsyłkę” i nic się nie robi. Z drugiej, dzięki pracy posłów, udaje się uzyskać dla Polski duże wsparcie. Z czego wynika ten dysonans?
Z braku informacji. Jest takie wyobrażenie, nie tylko w Polsce, że większość spraw załatwia się w kraju. Potem wysyła się jakąś osobę tutaj i ona załatwia pieniądze. Rzeczywistość jest jednak trochę bardziej skomplikowana. Negocjacje odbywają się na wielu płaszczyznach. One często są bardzo trudne, złożone ale ich nie widać. Widać tylko końcowy efekt. Dlatego panuje opinia, że tutaj niewiele się robi. To błąd. Ja jednak jestem ostrożny w osądach. Nam marzy się, aby ludzie byli świadomymi obywatelami. Tylko kogoś takiego trzeba wychowywać od dziecka. Powoli wprowadzać go w świat społeczny. Taki obywatel to ktoś, kto wie kto jest prezydentem jego miasta. Wie jak funkcjonuje rada miejska. Z czasem zaczyna rozumieć, jak funkcjonuje sejm. Kto tak naprawdę tworzy prawo. Poznaje wszystkie te mechanizmy. Dopiero potem można od niego wymagać, aby zrozumiał jak funkcjonuje Unia Europejska. Bądźmy jednak w tych naszych oczekiwaniach rozsądni. Nie możemy oczekiwać od ludzi, aby wiedzieli jak funkcjonuje UE, skoro nie wiedzą jak funkcjonuje ich rada w mieście. Prawda jest też taka, że nikt im tego nie tłumaczy. A dodatkowo urzędnicy często używają takiego języka, że szczerze przyznam, iż sam nie wiem o czym oni mówią.
W Brukseli jest bardzo dużo młodych ludzi. Są na stażach, pracują jako asystenci. Uważa pan, że ten „rynek” jest otwarty dla wszystkich?
Tak. Każdy poseł ma swój sposób naboru stażystów. Ja przyjmuję osoby na okres jednego miesiąca. Myślę, że to się sprawdza. Uważam, że każdy kto chciałby spróbować swoich sił, ma na to szansę. Wystarczy zgłosić się do odpowiedniego biura. Oczywiście, każda kandydatura jest potem weryfikowana. Sprawdzamy, że taka osoba zna język i czy sobie tutaj poradzi. Stażystów przyjmują również parlament czy różne instytucje działające w Brukseli. Warto to sprawdzać i składać aplikacje. U mnie było wielu bardzo ciekawych, młodych ludzi, którzy teraz robią kariery.