Diety cud nie istnieją
Co zrobić, by po świętach nie mieć kilku kilogramów dodatkowego balastu, a na bal sylwestrowy wbić się w ulubiony garnitur czy sukienkę? Odpowiedzi szukamy u Agnieszki Gdańskiej, dietetyk z Rybnika.
Jakub Pochwyt: Zapytam wprost: co zrobić, żeby przeżyć święta i nie przytyć?
Agnieszka Gdańska: Zasada jest jedna: trzeba zachować zdrowy rozsądek. A poza tym pilnować zdrowych nawyków żywieniowych. Przede wszystkim nie zapominać o śniadaniu. Ludzie często mają taką manierę, że gdy wiedzą, że zbliża się jakiś moment, w którym będą dużo jeść to wcześniej przez cały dzień nie jedzą nic. A to najgorsza rzecz, jaką można sobie zrobić! Kiedy nic nie jemy to organizm korzysta z materiałów zapasowych. Później, gdy nagle dostarczamy mu sporo kalorii i cukru, „szaleć” zaczyna trzustka. To niestety najlepsza droga do cukrzycy i otyłości. Na święta polecam zatem zjeść kilka małych posiłków, w regularnych odstępach czasu, przed daniem głównym. To da nam też gwarancję, że w wigilię nie zjemy aż tak dużo za jednym razem. Warto też zwrócić uwagę na przygotowanie potraw na przykład, zamiast majonezu użyć do świątecznych sałatek jogurtu naturalnego, a rybę grillować niż smażyć na głębokim oleju. I pamiętajmy: to, że są święta, wcale nie oznacza, że musimy się objadać!
Po świętach, a przed Sylwestrem, sporo ludzi rozgląda się za dietami cud. Każdy chce nagle schudnąć w ciągu kilku dni. Jest to możliwe?
Istnieją setki diet, ale niestety, żadna nie przynosi natychmiastowych efektów. Na przykład dieta hollywodzka, popularna wśród aktorek, jest bardzo męcząca dla organizmu, bo zakłada przyswajanie około 500 kalorii dziennie. Mówiąc o zdrowym odchudzaniu trzeba przyjąć, że optymalna utrata wagi to kilogram, półtora kilograma tygodniowo. Aby to zrobić, należy ustalić zapotrzebowanie kaloryczne jeść około pięciu posiłków dziennie, zmienić nieco sposób ich przygotowania, składniki ciężkostrawne zamienić na lekkostrawne oraz pić dużo wody. Ważna jest też regularność spożywania posiłków. A diety cud po prostu nie istnieją!
A czy można znaleźć na przykład w internecie dietę „zdrową”, która daje pozytywne efekty i jednocześnie nie szkodzi organizmowi?
Właściwie to nie. A to dlatego, że każdy człowiek ma różne zapotrzebowanie. Dieta powinna być zatem ustalana indywidualnie nie tylko pod kątem kalorycznym ale także odżywczym.
I jak się domyślam, tutaj do akcji wkracza dietetyk. Proszę opowiedzieć, jak wygląda pierwsza wizyta w gabinecie?
Najpierw oczywiście pacjenta zapytać co go do mnie sprowadza, potem zważyć i zmierzyć, aby stwierdzić, czy rzeczywiście ma problem. Czasem pojawiają się bowiem osoby, które chcą schudnąć, a wcale tego nie potrzebują. Dalszym etapem jest wywiad żywieniowy oraz rozmowa z pacjentem. Na podstawie tego tworzę również listę badań analitycznych, które należy wykonać w laboratorium, aby sprawdzić stan zdrowia swoich narządów i organizmu. Kluczowy jest wywiad żywieniowy. Po nim jestem w stanie doradzić, co należy zmienić. Jeśli trzeba, robimy jadłospis, gdzie znajdują się konkretne posiłki, dopasowane do stylu życia i potrzeb pacjenta.
Jak to w ogóle się dzieje, że przybieramy na wadze?
Uważam, że poza złymi nawykami żywieniowymi głównym sprawcą jest nasze zabieganie. Nie mamy czasu na śniadanie, nie mamy czasu nic zjeść w pracy i wydłużamy strasznie ten okres bez przyjmowania pokarmów. A później, wieczorem, lodówka praktycznie się nie zamyka. I to, paradoksalnie, choć przez większość dnia nie jemy nic, jest najlepsza droga do otyłości.
Wspomniała pani, jak ważne jest śniadanie. No a co z tą kolacją? Co i na ile przed pójściem spać powinniśmy jeść?
Kiedy śpimy, nasz metabolizm się spowalnia, ale nie powinniśmy kłaść się głodni, bo to również wpływa na odkładanie się tkanki tłuszczowej. Ostatni posiłek powinno się zjeść około trzy, cztery godziny przed zaśnięciem. A co jeść na kolację? To zależy od celu: czy trenujemy czy chcemy schudnąć. To też zależy od działania enzymów. Na przykład nie wszyscy wiedzą, że enzymy, które w naszym organizmie rozkładają fruktozę, zmniejszają aktywność około godziny siedemnastej. Nie polecam zatem jedzenia owoców wieczorem, bo one po prostu fermentują w żołądku. Lepiej zjeść więcej białka i warzyw oraz „dobre” węglowodany, w postaci ciemnego pieczywa czy ciemnego ryżu. A pacjentom, którzy czasem muszą coś podjeść w nocy, zalecam, by lepiej zjedli plaster kiełbasy niż jabłko.
Czy dzięki zmianie nawyków żywieniowych i pomocy dietetyka można odnieść spektakularne sukcesy w odchudzaniu?
Jest sporo pacjentów, którzy chudną zdrowo i szybko, ale z naciskiem na zdrowo. Jednak dla mnie większa satysfakcja jest wtedy, gdy dzięki odpowiednio zbilansowanej diecie uda się pomóc osobie z problemem medycznym. Była u mnie na przykład pani po kuracji nowotworowej. Miała niewydolność nerek i spore problemy żołądkowe. Specjalnie dobrana dieta spowodowała, że jej stan zdrowia znacznie się poprawił. Jeśli chodzi o samą utratę wagi, to mam pacjentkę, która ważyła ponad 125 kilogramów. Aktualnie zeszła poniżej setki. I nie ma żadnych problemów zdrowotnych, co też jest dla mnie satysfakcjonujące.
Czy uważa pani, że rybniczanie to społeczność ludzi otyłych?
Jesteśmy na Śląsku. Mamy tutaj taką kuchnię, że istnieją predyspozycje do otyłości. Dlatego jest sporo osób, które mają problemy z wagą. Ale jest i wiele ludzi dbających o siebie, uprawiających sport. To mnie bardzo cieszy. Zauważyłam, że nadwagę mają głównie osoby starsze. Nie jest znowu tak źle, jeśli chodzi o ludzi w średnim wieku.
A co z dziećmi?
Tu rzeczywiście jest problem. Miałam ostatnio taki przykład, że dziewięcioletnie dziecko ważyło więcej, niż ja. Według statystyk, na nadwagę cierpi w Polsce 30 proc.t dzieci. Skąd się to bierze? Jedne są uzależnione od słodyczy, inne są „ofiarami” błędnego żywienia przez rodziców czy nadgorliwe babcie. Niestety, dzieciom bardzo trudno wytłumaczyć, że muszą o siebie zadbać. Zaczynają zdawać sobie z tego sprawę dopiero jako nastolatki. Do tego wszystkiego trzeba oczywiście dodać brak ruchu.
Wróćmy do odchudzania. Dietetyk zbada problem, doradzi, zrobi dietę. Ale nie pójdzie z pacjentem do domu, nie będzie go pilnował, czy przestrzega zasad. Dlatego sama wizyta u pani nie wystarczy, trzeba chyba przede wszystkim zmienić swoją mentalność...
Mam takiego pacjenta, który waży 130 kilogramów i za każdym razem, jak czegoś nie przestrzega, to wchodzi do mnie do gabinetu i od progu mówi, że obawia się stanąć na wagę. Jest dwa razy większy ode mnie, ale się mnie boi (śmiech). Generalnie jest jednak tak, że jak ktoś się do mnie wybierze to ma motywację, żeby przestrzegać zasad. Nie ma z tym większych problemów. Ja zawsze podkreślam, że pacjent odchudza się dla siebie, a ja tylko kieruję tym procesem.