Mamy gdzieś zakazy. Pod bazyliką jeździmy jak chcemy!
Mimo oznakowania, wyraźnych znaków zakazu ruchu i barierkom, które powinny skutecznie zrażać chcących w nieprawidłowy sposób poruszać na placu Jana Pawła II, pod bazyliką wciąż dochodzi od poważnych problemów komunikacyjnych. Kto jest winny?
Czwartek, godzina 10.00. Na plac przed bazyliką wciągu 10 minut wjeżdża około 10-15 samochodów. Od strony Mikołowskiej zjechać można – według znaków – tylko w ulicę Powstańców. Od strony Wysokiej i Białych na plac Jana Pawła II w ogóle nie powinno być wjazdu. A jednak. Barierki stoją rozsunięte i samochody przejeżdżają gdzie się kierowcom podoba. Mimo znaków zakazu, mimo apeli Miasta i służb porządkowych.
Dajmy im tydzień
Adam Fudali, prezydent Rybnika, rąk nad całą sytuacją nie załamuje. – Każde zmiany, szczególnie tak trudnym do rozplanowania terenie jak Śródmieście, niosą pewne utrudnienia. Kierowcy jeżdżą na pamięć, nie patrzą na znaki, często sami ustalają sobie przepisy. Doświadczenie nauczyło mnie, że po tygodniu lub dwóch wszystko się unormuje – stwierdza.
Na razie sytuacja pod bazyliką wygląda nie za dobrze. Wśród kierowców panuje wolna amerykanka, a na wszystko ma też wpływ efekt domina. Jeden z kierowców z rana przestawia barierki, by wyjechać lub wjechać bez objeżdżania połowy centrum miasta – nie zasuwając barierek na miejsce – a za nim jadą już inni. W końcu na placu pojawiają się pracownicy RSK lub straży miejskiej, ustawiają barierki i przez pewien czas instruują nadjeżdżających kierowców o zmianach. Wracają do bazy, nie mija godzina i sytuacja się powtarza. – Proszę pana, to jest jakiś dramat. Jak można tak duże zmiany w komunikacji oznaczyć w ten sposób – żali się kierowca volkswagena passata, gdy zainteresowany dziennikarzem robiącym zdjęcia niepokornym zmotoryzowanym wysiada z wozu. – Znaki, że coś się zmieniło, są rozstawione o wiele za późno. Wjeżdża się w tę czy inną ulicę i już nie ma odwrotu, albo nawracaj, albo objeżdżaj. Przydałaby się mapka, taka jaką mają transporty z niebezpiecznym ładunkiem – dodaje.
Interwencji jest sporo
Dawid Błatoń, rzecznik straży miejskiej w Rybniku, przyznaje, że interwencji związanych z bazyliką jest sporo. – Jesteśmy tam bardzo często. Oczywiście niemożliwe jest postawienie tam stałego patrolu, bo to się mija z celem. Jednak na każde wezwanie o przesuniętych barierkach czy kierowcach, którzy nic sobie z zakazów nie robią reagujemy. Choć na razie bez konsekwencji – mówi. „Bez konsekwencji”, czyli bez mandatów. Strażnicy na razie podchodzą do niepokornych pobłażliwe, choć – jak przyznaje Błatoń, a potwierdza Adam Fudali, ulga zostanie za niedługo zdjęta, a złamanie przepisów w tym miejscu może słono kosztować.
Problemem są także kierowcy spoza miasta, którzy – nie wiedząc o obowiązujących zakazach i widząc odsunięte barierki i blokady, po prostu przejeżdżają zgodnie z starym ruchem. 16 stycznia doszło nawet do tego, że ktoś rozsunął barierki w miejscu gdzie ulica Powstańców spotyka się z ulicą Kościuszki, a dzięki temu ruch na – teoretycznie! – zamkniętym placu odbywał się niemal zwykle.
Magistrat zapewnia, że sytuacja zmieni się, gdy tylko na miejsce akcji wkroczą panowie w odblaskowych kamizelkach z ciężkim sprzętem. To jednak może stać się dopiero za kilkanaście dni. Do tego czasu magistrat i straż miejska proponują niepisaną umowę społeczną. „My” wiemy, że „wy” tak jeździcie, „wy” wiecie, że „my” wiemy, ale wszyscy udajemy, że nic się nie stało. Oby więc nic się nikomu nie stało.
(mark)