Nieobiektywnie: Musi dojść do tragedii?
Komentarz Marka Pietrasa – Redaktora naczelnego Tygodnika Rybnickiego.
Od kilku dni w rybnickim Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 jest tylko jeden temat rozmów. Płace. Nieoficjalnie krąży bowiem informacja, że planowane są redukcje zarobków wszystkich pracowników tej placówki.
Druga zmiana
Znam pracę pielęgniarek więcej niż dobrze. I jako ich kolega po fachu i jako pacjent. Wypisywanie banałów o tym, jak to ciężka i odpowiedzialne praca nie bardzo ma sens. Nikt nie chce tego już słuchać. Bo ponoć wszyscy doskonale zdają sobie z tego sprawę. Szkoda więc, że płace średniego personelu medycznego zawsze były żenująco niskie. Dzięki wielu miesiącom walki, pielęgniarki w całej Polsce wywalczyły w końcu podwyżki. Mimo to, ich zarobki często nadal nie dobijają do średniej krajowej. Wiele pielęgniarek, chcąc godnie żyć, podejmuje decyzje o dodatkowym zatrudnieniu. Trudno się temu dziwić. Wydaje się jednak, że jest to dość ryzykowne. Dla nas, pacjentów. Bo czy pielęgniarka, która na dyżur przychodzi po „nocce” w innej placówce, na pewno wszystkie swoje zadania wykona tak jak należy? Na pytanie, czy zdają sobie z tego sprawę, odpowiadają krótko: a jakie mamy wyjście?
Negocjacje to mit
Uważam, że na to pytanie powinien odpowiedzieć ktoś z Ministerstwa Zdrowia. Być może także z Narodowego Funduszu Zdrowia. Bo czy naprawdę musi dojść do tragedii, aby osoby odpowiedzialne za służbę zdrowia zaczęły działać w kierunku polepszenia sytuacji bytowej np. pielęgniarek? Nie oszukujmy się, tylko pielęgniarka dobrze opłacona i wypoczęta, będzie dobrym pracownikiem. Inaczej, jak już wspominałem wcześniej, prosimy się o tragedię.
Nie wiem jak skomentować pojawiające się informacje, że pracownicy WSS 3 mają zarabiać co najmniej o 1 tys. zł mniej. Biorąc pod uwagę fakt, że oprócz lekarzy, cała reszta zarabia w granicach 2,0 – 2,5 tys. zł, trudno wyobrazić sobie takie cięcia.
Jeżeli ta decyzja przybierze formę oficjalną, z pewnością pracownicy szpitala będą protestować. Kto wtedy będzie najbardziej poszkodowany? Pewnie pacjenci. Co można zrobić? Kogo prosić o pomoc? Kiedyś uważałem, że należy odwołać się do ludzkich uczuć decydentów w NFZ. Jednak po ostatniej rozmowie z jednym z dyrektorów innego szpitala, nie wiem czy to dobry pomysł. Ów dyrektor stwierdził, że negocjacje z NFZ to mit. Dostają gotowe kontrakty do podpisania, które często nie mają nic wspólnego z realnymi potrzebami zarządzanych przez nich szpitali. Ostatecznie większość zgadza się na takie rozwiązanie, by w ogóle móc funkcjonować. I koło się zamyka.
Ciekawy jestem jak długo jeszcze w całej tej układance pt. służba zdrowia, pracownicy i pacjenci będą mniej ważni niż pesel, nr ubezpieczenia czy limity nałożone przez NFZ.