Marzenia obite cepami
Jerzy Buzek marzy o 30 proc. frekwencji. Marzenia czasem się spełniają, ale trzeba im pomóc czynem.
Tymczasem główne partie, zamiast przekonywać ludzi, że warto głosować, wylewają wzajemnie na siebie pomyje. To okładanie się cepami przynosi wyłącznie coraz większe zniechęcenie Polaków do polityki i wyborów. Obawiam się, że „30 proc.” szybko przeniesie się z „krainy marzeń” do sfery cudów.
Uważam, że sporo ludzi do głosowania mogły skłonić wnioski z „lekcji ukraińskiej”. Dlaczego? Po pierwsze, już w 2004 roku zdecydowana postawa europarlamentu pomogła w unieważnieniu sfałszowanych wyborów na Ukrainie. Po drugie i ważniejsze, również podczas obecnych wydarzeń okazało się, że PE jest dobrym miejscem do upominania się o ważne sprawy. Choć formalnie nie ma kompetencji w polityce zagranicznej, że mądrzy ludzie mogą tu sporo wywalczyć, nie pozwalając by wielcy gracze rozgrywali ważne sprawy tylko w zaciszu gabinetów, kierując się wyłącznie swoimi interesami. Polska do wielkich graczy nie należy, więc silna reprezentacja w PE jest naszym żywotnym interesem. Ukraina jednak szybko schodzi z czołówek mediów i raczej nie będzie przypominać, że warto pójść do urn. A innej ciekawej zachęty na razie niestety nie widzę. No, może poza wyznaniem Janusza Korwina Mikke, że chce zostać europosłem, żeby „pierd….ć Europę”. Jeśli przekona ludzi, że ich też dopuści do tej czynności to może zagłosują…
Arkadiusz Gruchot