Naprawia buty senatorom
Na tyłach rybnickiego targowiska znajduje się coś, co można nazwać małym centrum handlowym. Jest tutaj złotnik, bar piwny, można kupić też fast fooda oraz odzież. Swoje miejsce na ziemi ma tu również Piotr Knesz, który od prawie trzydziestu lat zajmuje się naprawą obuwia. Dziś jest jednym z nielicznych szewców działających w Rybniku.
Marzenie mamy
Po wejściu do zakładu ma się wrażenie, że w pomieszczeniu panuje półmrok. W oczy rzucają się półki uginające się wręcz pod ciężarem butów różnej maści. Są adidasy, sandały, korkotrampki, mokasyny. Do wyboru, do koloru. Pieczę nad całym tym towarem sprawuje siedzący w oddali Piotr Knesz. Gdy zaczynamy rozmowę, skupia się akurat na podklejeniu eleganckiego pantofla. – Mamie zawsze się marzyło, żeby syn został szewcem. Od tego wszystko się zaczęło. Miał się tym zajmować mój brat, ale wybrał kopalnię. No więc mi nie pozostało nic innego jak spełnić pragnienie mamy. I dlatego zostałem szewcem – wyjaśnia z uśmiechem na twarzy rybnicki szewc. – Rzemiosła uczyłem się w zakładzie szewskim na ulicy Korfantego w Rybniku. Praktyki rozpocząłem w 1986 roku. I spodobało mi się od samego początku, od pierwszych dni nauki. Dla mnie, jako dla młodego chłopca, było to zajęcie bardzo ciekawe – wspomina pan Piotr i dodaje, że kiedyś u szewca buty się produkowało. – Tam, gdzie się uczyłem, był zakład, gdzie obuwie się naprawiało oraz wytwarzało. Dlatego też miałem możliwość nauczenia się całego rzemiosła – dodaje.
Następców brak
Jak przyznaje nasz bohater, z wykonywania zawodu szewca można godnie żyć, ale trzeba pracować około czternastu, piętnastu godzin dziennie. – I ja, poza niedzielami, tyle czasu właśnie pracuję. A wszystko dlatego, że niestety nie mam z kim pracować. Co prawda nie posiadam odpowiednich dokumentów, by mieć ucznia, ale zainteresowania nie ma żadnego. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek ktoś pytał mnie o możliwość odbycia praktyk – przyznaje ze smutkiem rybnicki szewc. Jeśli nic w tym kierunku się nie zmieni, to bardzo prawdopodobne, że za kilka-kilkanaście lat zawód szewca wyginie. – A szkoda, bo mam takie marzenie, by przekazać komuś wiedzę i doświadczenie. Tylko póki co chętnych brak. Nikt nie chce mieć brudnych rąk. Nikt nie chce się taką robotą zajmować – wyznaje rzemieślnik. – Ale mnie ta robota daje dużo satysfakcji. Moja żona zawsze się dziwi, że mogę całymi godzinami siedzieć przy tych butach. A mnie się to jeszcze nie znudziło i nie znudzi się nigdy – zapewnia.
Najgorsza jest „chińszczyzna”
To żadna tajemnica, że dzisiaj ludzie bardzo często kupują buty za parę groszy, na przykład za 10 czy 20 złotych. Pochodzą w nich miesiąc, może dwa i później wyrzucają. I to jeden z głównych powodów gwałtownego zmniejszenia się ilości zakładów szewskich. – Te tanie buty są takiej jakości, że nie opłaca się ich naprawiać, bo koszty naprawy przekraczają wartość obuwia. Ale ja bym w takich butach wcale nie chodził. W marketach często można spotkać takie duże kosze wypełnione „chińszczyzną”. Sam widok oraz zapach tych butów już świadczy o tym, że one nie nadają się do noszenia – zaznacza Piotr Knesz, którego zdaniem dobry but to skórzany but. To jest podstawa. I ważne, by był polskiej produkcji. Ot, taki przejaw patriotyzmu. Ważną sprawą jest także troska o odpowiedni stan obuwia. – Oczywiście, że warto dbać o buty. But świadczy o człowieku. To dobrze wygląda, gdy obuwie jest zadbane, nieschodzone. Ja na to mocno zwracam uwagę, to takie moje zboczenie zawodowe. Bardziej patrzę po butach niż po twarzy. Jest tak nawet wtedy, kiedy przebywam na wakacjach. Nie mogę się od tego nawyku oderwać – zdradza fachowiec. – A już najlepszy widok to kobieta w szpilkach. Bo to najbardziej atrakcyjny but. Zawsze kiedy kobieta ubierze szpilki to od razu lepiej wygląda – śmieje się Knesz, a jego zdanie podziela chyba zdecydowana większość facetów.
Szewc polityków i celebrytów
Czy w zakładzie szewskim mogą zdarzać się niecodzienne sytuacje? Oczywiście. – Bywa, że ludzie przynoszą do naprawy buty pogryzione przez psa. Przychodzi człowiek w gości, a po uroczystości okazuje się, że buty są pożarte przez psa i praktycznie do niczego się nie nadają. Niestety, w takich wypadkach są nikłe szanse na naprawę. Takie buty z pewnością nie będą już wyglądały jak nowe – przekonuje szewc i przytacza inny przykład, jego daniem, ludzkiej głupoty. – Bardzo często ludzie wrzucają adidasy do pralek. A to jedna z najgorszych rzeczy, jaką można zrobić. Bo takie buty wyciąga się później praktycznie z pralki w strzępach. Nie jest łatwo później doprowadzić ich do stanu używalności – wyjaśnia człowiek, który w swoim zakładzie gości klientów z różnych grup społecznych. – Można powiedzieć, że obsługuję wielu znanych rybniczan. Praktycznie cały urząd miasta. Moim klientem jest także pan Bolesław Piecha. Czasem pojawiają się również aktorzy. Pamiętam na przykład Marka Frąckowiaka, który przyjechał do naszego teatru na gościnne występy i zepsuły mu się buty. Musiał z godzinkę poczekać, ale naprawiłem poza kolejnością – wspomina z uśmiechem nasz bohater, ani na chwilę nie odrywając się od swojej roboty.
(kp)