Nieobiektywnie: Rybniccy radni
Komentarz Marka Pietrasa, Redaktora naczelnego Tygodnika Rybnickiego
W tekście „Sesja rady miasta czy dzielnicowy koncert życzeń”, trochę w krzywym zwierciadle przedstawiłem pracę rybnickich radnych. Nie jest moją intencją ich krytykowanie. Zdaję sobie sprawę, że wielu z nich jest bardzo zaangażowanych w to co robi. Chodzą na komisje, przygotowują interpelacje itp. Chciałem jednak zwrócić uwagę na fakt, że często ich działania powielają to, co powinni robić radni dzielnic. Jako mieszkaniec 140-tysięcznego miasta, oczekiwałbym, że na sesji rady miasta usłyszę dyskusję o przyszłości Rybnika, o jego problemach i pomysłach, jak je rozwiązać. Jeżeli tak się nie dzieje, zasadne staje się pytanie: po co nam rada? Skoro ich kompetencje stały się mocno ograniczone i tak naprawdę sprowadzają się do opiniowania tego, co zaproponuje prezydent, być może czas na zmiany? Nie wiem czy model skandynawski bądź amerykański, gdzie radnych jest mniej i gdzie dąży się do sprofesjonalizowania ich funkcji jest idealny. Nie wiem, czy sprawdziłby się u nas. Wiem tylko, że dziś realny wpływ radnych, na to co dzieje się w mieście jest bardzo niewielki. Trudno mi ocenić czy większa w tym wina modelu ustrojowego, w jakim przyszło im działać, czy w poplątaniu przez nich kompetencji radnych dzielnicowych i miejskich.