Praca sprawia nam przyjemność
Rybnicki piłkarz, szkoleniowiec grup młodzieżowych, a od niedawna drugi trener seniorskiej drużyny ROW 1964 Rybnik. Z Rolandem Buchałą rozmawiamy o nowych wyzwaniach, specyfice pracy z młodzieżą oraz atmosferze, która jest nie mniej ważna od ciężkich treningów.
Kuba Pochwyt: Przed rozpoczęciem sezonu zostałeś drugim trenerem pierwszego zespołu KS ROW 1964 Rybnik. Wcześniej byłeś zawodnikiem oraz szkoleniowcem grup młodzieżowych. Czy to nowe wyzwanie traktujesz jako zawodowy awans?
Roland Buchała: Wydaje mi się, że tak. Jeszcze przed sezonem mówiłem w jednym z wywiadów, że przez około dwa lata chciałbym popracować z młodzieżą, a potem wskoczyć gdzieś jako drugi trener, żeby się podszkolić w seniorskiej piłce. Okazało się, że nie minęły dwa lata, a dwa dni i trener Brehmer zaprosił mnie do współpracy, z czego jestem bardzo zadowolony. Mam nadzieję, że inni zadowoleni są również ze mnie i że razem idziemy w dobrym kierunku.
Czy w związku z nową funkcją nadal będziesz trenerem grup młodzieżowych?
Nie przestaję pracować z młodzieżą i mam nadzieję, że da się to wszystko tak poukładać, żeby to miała „ręce i nogi”. Póki jest okres wakacyjny to nie ma z tym problemu. Zobaczymy jak to będzie, gdy przyjdzie okres szkolny. Ale ja wierzę, że będzie ok.
Twoja obecność w sztabie szkoleniowym to zapewne ogromy plus dla młodych chłopaków, których wprowadzacie do zespołu. Wielu z nich to twoi wychowankowie.
Tych chłopaków, których teraz wprowadzamy i będziemy chcieli wprowadzać systematycznie do pierwszego zespołu, znam bardzo dobrze, bo trenowałem ich przez ostatnie dwa lata i wiem, kogo na co stać. A to jest połowa sukcesu w tym wszystkim. Wiem, że niektórzy zawodnicy osiągnęli już swoje maksimum, a inni cały czas tą poprzeczkę potrafią sobie podnosić. My musimy wybierać te perełki, które nie dość, że są już dobre piłkarsko, to dodatkowo chcą i będą podnosić sobie te poprzeczki bardzo wysoko. W pierwszym rzucie przyszli do nas Bartek Slisz i Radek Dzierbicki, który miał okazję już zadebiutować. Bartek też był tego bliski, ale złapał kontuzję. Myślę, że szansę ogrywania się z doświadczonymi zawodnikami będą dostawać kolejni i wierzę, że będziemy mieli z nich dużo pożytku.
Szkolenie piłkarskiej młodzieży stoi w Rybniku na wysokim poziomie. Jaki jest klucz do sukcesu?
Przede wszystkim chodzi o to, by występować w najwyższych możliwych ligach i grać z drużynami ekstraklasowymi, co zresztą udało się w tym roku zrobić. Druga sprawa to bardzo dobra infrastruktura, którą tutaj mamy. Są boiska treningowe, jest dostępność do wszystkiego co potrzebne. I ja uważam, że mając takie zaplecze, po zakończonym sezonie z najstarszej grupy do kadry seniorów powinno przychodzić nie dwóch, trzech zawodników, a co najmniej pięciu. Powinniśmy jeszcze bardziej postawić na jakość szkolenia, zwiększyć liczbę trenerów w poszczególnych rocznikach. Widać, że jak przyjeżdża np. Ruch Chorzów lub Górnik Zabrze z szesnasto- czy siedemnastolatkami to jest z nimi czterech trenerów. U nas zdarzało się tak, że byliśmy sami. Tam za trening odpowiedzialnych jest czterech ludzi, a my często musimy sobie radzić sami z grupą dwudziestu kilku osób.
Czy trudno jest skompletować grupę młodych chłopaków, z których można stworzyć bardzo dobry zespół?
Kiedy rok temu robiliśmy nabór, to moim zdaniem udało się ściągnąć co najmniej trzech zawodników, którzy mają papiery na granie w przyszłości. Wiele zależy od rocznika, bo raz może być kilka talentów, które trzeba ściągnąć, a innym razem na czterdziestu chłopaków jest niestety dwóch czy trzech, z których ewentualnie coś może być. My jesteśmy największym miastem w regionie i zawodnicy z innych, mniejszych miejscowości powinni do nas lgnąć. Prawda jest jednak taka, że nie ma tam wielu talentów i po takiej selekcji najpierw przez pół roku trzeba pracować, żeby ta maszyna „zatrybiła”.
Jaka jest twoja filozofia gry w piłkę? Jaki preferujesz styl?
Ja preferuję styl gry w zależności od zespołu, jaki prowadzę. Kiedy miałem drużynę z czterema świetnymi środkowymi pomocnikami, to cała koncepcja gra była oparta o nich. Tak więc taktykę, czy usposobienia – ofensywne bądź defensywne, wybiera się pod zespół, jakim się dysponuje. Gdy jest dużo dobrych graczy ofensywnych, trzeba kłaść nacisk na to, by drużyna grała wysoko, pressingiem i cały czas na połowie przeciwnika. Ale bywa też odwrotnie. W roczniku 1999 mam przewagę zawodników defensywnych plus kilku z ze zdolnościami kreatywnej gry do przodu. W takim wypadku trzeba skupić się na grze w obronie i szybkich wyjściach z kontrataku. I choć nie jest to może mój ulubiony styl, by się bronić, to czasem nie ma wyjścia. To nie jest tak jak w piłce seniorskiej, że trener przychodzi do klubu i na jego prośbę ściągani są zawodnicy. Tutaj dostaje się „gotowca” i trzeba zrobić z nim coś fajnego.
Jeśli chodzi o zespół drugoligowy to wydaje się, że od początku sezonu zarówno w drużynie, jak i w sztabie szkoleniowym panuje znakomita atmosfera.
W tym naszym sztabie cała trójka potrafi zbudować świetną atmosferę. Śmiejemy się i naprawdę jest wesoło. Praca sprawia nam przyjemność, a to jest najważniejsze. Dobrze się dogadujemy i wydaje mi się, że zgraliśmy się we wszystkich aspektach. Kiedy byłem jeszcze zawodnikiem to zawsze zerkałem, co słychać w sztabie. Zwracałem uwagę na to, czy trenerzy ze sobą rozmawiają, jak się zachowują, jak podchodzą do roboty i czy przychodzą uśmiechnięci. To wpływało na mnie i na pewno było tak, że jak trener był „sztywny” to atmosfera w zespole była inna. Aktualnie żyję bardzo dobrze z zawodnikami i ze sztabem. Nie jest tak, że skoro zostałem drugim trenerem pierwszego zespołu to nie rozmawiam z chłopakami. To jest moja ekipa, można powiedzieć, że moja rodzina. Bo spędza się tutaj pół dnia. Ja szanuję ich, oni szanują mnie. Poza tym nic się nie zmieniło pod kątem szyderki, docinania i innych pozytywnych tekstów. Jeśli nie ma dobrej atmosfery na treningu czy na meczu to nie ma szans, by nawet z najlepszej drużyny ulepić coś fajnego. A jeśli chodzi o zeszły sezon to wiadomo co się stało i po jego zakończeniu robiliśmy wszystko, żeby podnieść się na duchu. A pierwsze zwycięstwa pokazują, że chyba idziemy w dobrym kierunku. Myślę, że kibice również w nas uwierzą i zaczną przychodzić, choć ja i tak jestem mile zaskoczony, że na meczach jest „młyn” i widać, że w Rybniku jest zapotrzebowanie na piłkę. No ale serce zostało zranione i teraz musi minąć trochę czasu, żeby to wszystko wróciło na odpowiednie tory.
Czy jest szansa, że kibice zobaczą cię jeszcze na boisku?
Myślę, że nie. Uważam, że czas zawiesić buty na kołku. Rok temu wróciłem, po jedenastomiesięcznej przerwie, ale na tą chwilę nie zapowiada się, żebym znowu kopał w piłkę. Koncentruję się na innym typie pracy.