Nasza Pani Galejka (1916 – 2016)
Non omnis moriar
17 stycznia 2016 roku odeszła do wieczności śp. Jadwiga Galeja, niezwykle zasłużona nauczycielka z Rybnika. Pochowana w starej części rybnickiego cmentarza wybitna rybniczanka w listopadzie br. skończyłaby równe 100 lat. Cały wiek wyjątkowo godnego życia.
O godne wychowanie
Pani Jadwiga przyszła na świat 15 listopada 1916 roku, podczas wielkiej wojny, nazwanej później pierwszą wojną światową. Co ciekawe, narodziny maleńkiej Jadzi miały miejsce dokładnie w tym samym dniu, w którym zmarł największy polski pisarz w dziejach, pierwszy polski (szósty w ogóle) noblista w dziedzinie literatury, Henryk Sienkiewicz (1846-1916). Nota bene, uchwałą sejmową, rok bieżący 2016 uznany został Rokiem Sienkiewiczowskim.
Przed stu laty o Polsce na Śląsku można było jedynie marzyć, co najwyżej o nią, wolną ojczyznę, próbować z determinacją walczyć – nie tylko z orężem w dłoni. Galejowie, od ust sobie odejmując, dbali o godne wychowanie i staranne wykształcenie siedmiorga swoich dzieci, sześciu córek i jednego syna.
Kochała ludzi
Szkoła podstawowa nr 1 w Rybniku zatrudniała po wojnie dwie panie – Galejkami, bądź też szlachetniej – Galejankami zwane. Urodzona w 1913 roku starsza z nieodłącznych sióstr miała na imię Hildegarda. Specjalizowała się w przedmiotach ścisłych, a potem jeszcze przez długie lata była bibliotekarką w „jedynce”. Z podziwu godną starannością strzegła szkolnego księgozbioru. Z racji charakterystycznego wyglądu, co bardziej złośliwi uczniowie przezywali ją „Kopernikiem”. Śp. Hildegarda Galeja zmarła tuż przed wakacjami, 16 czerwca 1991 roku. Odtąd przez kolejne ćwierćwiecze Pani Jadwiga zamieszkiwała sama na czwartym piętrze bloku przy ul. Kościuszki nr 13. Ale drzwi jej domu zwykle się nie zamykały, bo była osobą wyjątkowo towarzyską. Kochała ludzi.
Całe pół wieku Pani Jadwiga niosła ów kaganek oświaty powierzonym sobie grupom młodzieży. Wymagająca wobec siebie i innych, oddana bez reszty swej misji, nie zdołała założyć własnej rodziny. Jej wychowankowie, płacąc wdzięcznością – mniej czy bardziej otwarcie okazywaną – stawali się jej dziećmi, czy tego chcieli, czy nie.
Cudowne rybnickie klimaty
Śp. Jadwiga Galeja była znakomitym przyrodnikiem, biologiem, zoologiem, uczyła ludzi czynić sobie przyjazną ziemię, po której chodzimy, ale także uczyła jak godnie żyć na Ziemi. Pokazywała z pasją żywe rośliny, jak się je rozpoznaje, sieje, jak sadzi, przesadza, podlewa i plewi. Miała w szkole przy ul. Chrobrego jedyny w swoim rodzaju gabinet biologiczny, prawdziwą oranżerię, a ponadto w podwórku szkolnym jeszcze w połowie lat 60. rozkwitał ogródek pani Galei (pielęgnowany przy pomocy uczniów i legendarnego woźnego p. Piszczana), gdzie znakomita nauczycielka na żywo prezentowała uczniom fenomen otaczającej nas przyrody. Niezapomniane były piesze wycieczki klasowe, organizowane przez „biolożkę” p. Galeję, m.in. na piękne zalesione tereny za parkiem Kozie Góry, gdzie jeszcze wtedy płynęły czyste strumyczki, a idąc śródleśną wąską ścieżyną w kierunku Radziejowa i Chwałowic (z Mośnikiem po drodze) deptało się dosłownie po krzewach jagód i malin. Te cudowne rybnickie klimaty mają szanse powrócić, ale… chyba już tylko w Raju.
Oprócz przekazywania rozległej wiedzy przyrodniczej, Pani Galeja, z co najmniej równą pasją, zajmowała się kształtowaniem ducha pokoleń. Z poszanowaniem wartości fundamentalnych i ogromnym zaangażowaniem osobistym, wypełniała rolę wychowawcy dla licznych pokoleń rybniczan.
Cicho jak makiem zasiał
Miałem szczęście, zaszczyt i łaskę, trafić pod skrzydła tak znakomitego pedagoga. Dzięki Pani Galei zacząłem szanować ziemię, po której stąpam, szkołę i swoje w nich miejsce. Gdy Pani Jadwiga obejmowała klasę V b, w połowie siódmej dekady ub. stulecia, to zewsząd przyjmowała wyrazy współczucia, bo to były rzekomo najgorsze łobuzy w szkole. Na pierwszej lekcji, z polecenia nowej wychowawczyni, uczniowie z ostatniego rzędu ławek przeszli do pierwszych ławek, z przedostatniego rzędu – do drugiego, itd. Odtąd zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Uczniowie, dotąd nieuważni i rozbrykani, zaczęli wsłuchiwać się w treść wykładanej materii. Wiedza, kompetencja i prawość charakteru Pani Galei biły z każdego jej wyważonego słowa, prostego gestu, głębokiego spojrzenia. Szalona klasa stała się stateczna, a łobuzy wyszły na ludzi – wśród absolwentów są i znana pani doktor i zasłużony w świecie misjonarz, ludzie po studiach, technicy, są biznesmeni, handlowcy, świetni fachowcy i rzetelni rzemieślnicy. Przede wszystkim jednak są dobrzy ludzie – ojcowie i matki – a to pewnie jest najważniejsze, co chciała nam wpoić nasza „Galejka”. W bólu nigdy nieukojonym trudno też zapomnieć najzdolniejszego spośród nas, śp. Krzyśka Mrozka, którego śmierć okrutna zabrała w połowie ósmej klasy, gdy miał zaledwie 15 lat. Krzysztof bez wątpienia miał zadatki na wielkiego człowieka – był wyjątkowo mądry, błyskotliwy, świetnie wysportowany. Pani Jadwiga, pamiętam, bardzo przeżyła śmierć swojego prymusa.
Warto było się starać
Śp. Galeja była nauczycielem surowym, wymagającym, ale nade wszystko sprawiedliwym. Ta cnota ostatnia wybijała się ponad wszystko, co sprawiało, że po stokroć warto było się starać. Nie pozwalała przy tym trwać komukolwiek w poczuciu, że robi coś dla niej samej. Odkryłem po latach, że – w sytuacjach, gdy miała prawo oczekiwać splendorów – zawsze dyskretnie usuwała się w cień. Nie oczekiwała czołobitnych pokłonów, wprost przeciwnie: gardziła nimi. Tak definiuje się skromność. Nie tolerowała lizusów i skarżypytów. Była człowiekiem głębokiej wiary i czystych zasad. Takimi chciała widzieć swoich uczniów. Czy świat kształtowany przez takich ludzi może być zły?
Stefan Smołka
Z ust pani Ewy Iwanowicz, siostrzenicy, wieloletniej opiekunki Pani Jadwigi, w ten mroźny dzień 21 stycznia 2016 roku, nad trumną popłynęły cudowne słowa ulubionego pisarza zmarłej, żyjącego w pierwszej połowie XX wieku, Maxence van der Meerscha – jako cytat z powieści „Ciała i dusze”. Oto te słowa, wyjątkowo przystające do postaci wielkiej nauczycielki: Miłości są tylko dwie: ukochanie siebie lub ukochanie innych żyjących istot. W ukochaniu siebie kryje się ból i zło. W ukochaniu innych jest dobro, jest Bóg. Za każdym razem, gdy wybiegamy miłością poza siebie, jest to świadomy czy nieświadomy akt miłości Boga. Miłości są tylko dwie: ukochanie siebie, albo ukochanie Boga.
(s)
Smutne, że rybniczanie, mając tak wybitne postaci na tzw. podorędziu, jak śp. Jadwiga Galeja, godzą się nazywać ulice w swoim mieście takimi „kwiatkami”, jak „Obwiednia Południowa” czy też „Obwiednia Północna”. Trochę wstyd.